„Nigdzie nie ma tylu co u nas nieinteligentnych intelektualistów i tylu estetów bez smaku” – pisał sto lat temu Roman Dmowski. Jak widać, od tamtego czasu niewiele się w tej materii zmieniło.
W ciągu ostatnich dni mieliśmy prawdziwy nawał złotych myśli środowisk, które same siebie postrzegają jako intelektualną elitę naszego kraju. Tomasz Lis z Joanna Scheuring-Wielgus nauczali o Kościele, Smarzowski o zagrożeniu totalitaryzmem, a Adam „Nergal” Darski krytykował politykę społeczną Prawa i Sprawiedliwości.
Każda z tych wypowiedzi zasługuje na osobny tekst, gdyż każda z nich w doskonały sposób odpowiada na pytanie, które opozycja zadaje sobie od trzech lat – dlaczego PiS-owi nie spada poparcie. Ano właśnie dlatego. Nie trzeba żadnego 500 plus, żadnego „przekupywania” wyborców. Wystarczy, że jedyną alternatywą dla PiS-u pozostaje powrót dawnych „elit”, powrót, jak to kiedyś ujął trafnie obecny przewodniczący SLD Włodzimierz Czarzasty, samozadowolonej masy.
Dostaliśmy prawdziwy wysyp ekspertów-od-wszystkiego. Reżyser nie kręci filmów, tylko naucza o systemach politycznych, dziennikarze referują wielosetletnie nauki ojców Kościoła, a muzyk-celebryta wskazuje, kto dostając państwowe pieniądze jest darmozjadem a kto nie.
"Opozycja gastryczna"
Te środowiska tzw. elit w dużym stopniu tworzą ludzie, żyjący w strasznych kompleksach. Chyba najpełniej widać to na przykładzie Jerzego Stuhra i jego pamiętnej wypowiedzi w TVN24. – Całe życie chciałem być Europejczykiem, zostać przez nich uznany, że będę na równi – mówił w programie Moniki Olejnik.
Jest to poniekąd niezwykle smutny widok, gdy wielki aktor stwierdza, że marzeniem jego życia było bycie poklepanym po ramieniu przez kolegów – być może i gorszych w zawodzie, ale za to zza granicy. W podobnym tonie wypowiadała się niedawno Maria Nurowska, która w programie Onetu ubolewała nie nad konkretnymi posunięciami władzy tylko nad faktem, że przez PiS cała Europa się z nas śmieje.
Stąd już tylko krok do – tutaj modne ostatnio słowo – ojkofobii. Warto przytoczyć wypowiedź Agnieszki Holland, która stwierdziła, że odwiedzając Polskę, ma wrażenie „jakby w zamkniętym pomieszczeni ktoś bez przerwy puszczał bąki”. Tę tematykę kontynuowała z kolei Krystyna Janda, twierdząc, że już tyle osiągnęła, że ma Medal Wolności, Medal Karola Wielkiego i że w ogóle jest tak bardzo zasłużona dla wszystkich, a pod rządami Jarosława Kaczyńskiego ludzie mają ją za złodzieja. – Czuję się, jakby ktoś na mnie srał cały czas – stwierdziła aktorka.
Swego czasu popularne było określenie „lewica rozporkowa”, może czas upowszechnić termin „opozycja-gastryczna”?
Z tych wszystkich jęków i dramatów przebija strach o to „co o nas pomyślą na Zachodzie”. To pytanie mocno rezonowało w polskim społeczeństwie te 10-15 lat temu, ale od tamtego czasu Polska i Polacy wiele przeszli, zmienili się. To, co dekadę temu decydowało sukcesie PO, dzisiaj ma wprost odwrotne skutki. Jak widać, nie każdy to zauważył.
„Unijczycy”: Ktoś musi być gorszy
Elity III RP i podążające za nimi lemingi uwierzyli w świat, w którym człowiek „na pewnym poziomie” jest najpierw Europejczykiem (czyt. Unijnczykiem) i dopiero później Polakiem, że Kościół i religia to ciemnogród, że miarą cywilizacji jest modernizowanie kraju przez kserokopiarkę.
Nie jest łatwo przyznać się do błędu. A jeżeli błąd dotyczy ostatnich 30 lat, to dla większości jest to niemal niemożliwe. Przyznając, że świat Michnika i Lisa był w dużej mierze oparty na fałszu, fobiach i kompleksach, trzeba by przyznać, że samemu spędziło się połowę życia w tej ułudzie. Dlatego też nikt się na to nie zdobędzie. Wręcz przeciwnie, mózg potrzebuje uzasadnienia dla nawet najbardziej szalonych idei, dlatego też pojawia się narracja, zgodnie z którą ta druga strona jest po prostu głupsza.
Sondaże PiS nie spadają, więc jedynym wyjściem jest stwierdzenie, że głupich jest więcej niż mądrych (i tak gendery, KODy i inne różowe spotykają się z Januszem Korwin-Mikke). Jak to trafnie ujął kiedyś Marcin Makowski z tygodnika „Do Rzeczy”: żeby oni mogli być lepsi, to ktoś musi być gorszy. Zatem PiSowiec nie może tylko źle głosować, on sam ze swojej istoty musi być gorszym człowiekiem. Wystarczy poczytać wpisy polityków, celebrytów i artystów, jak wyobrażają sobie wyborców z drugiej strony barykady.
Są to „typowe Janusze i Grażyny” (słowa współpracującej wtedy z PO Anny Mierzyńskiej), jedzące „gofry i fryty” (Agata Młynarska), wśród których jest wielu „buraków” i „darmozjadów” (Nergal). Wielce prawdopodobne, że lud głosujący na PiS „bije żony” (Zbigniew Hołdys), a wprost pewnym, że to ludzie „nieinteligentni i doły społeczne”, gdyż do takich właśnie osób swoją ofertę kieruje Kaczyński (Maria Nurowska). Nic dziwnego, że Anja Rubik musiała w tym naszym ciemnogrodzie otworzyć szkołę seksu. Ludność tubylcza cały czas wierzy w bociana, ktoś musi ich oświecić. Jest też oczywiście prof. Mikołejko – wyjątkowo nieciekawa postać zajmująca się tropieniem „Edków”, czyli polskich chamów, którzy za pełną miskę sprzedali się PiS.
Mamy tutaj pełen przekrój establishmentu III RP: od celebrytów, poprzez artystów po profesurę i ludzi ze świata polityki. Ich wszystkich łączy jedno pragnienie: potrzeba poczucia się lepszym.
Fortuna sprzyja śmiałym
Oczywiście takich cytatów można by mnożyć. Są ich setki. Chodzi po prostu oto, aby zgnoić PiS-owca. Celem nie jest jakakolwiek krytyka konkretnych założeń czy działań władzy. Celem głównym i podstawowym jest zgnojenie wyborcy oraz (co jest bardzo istotne) złożenie mu obietnicy: tak, jesteś nierobem i frajerem, ale wystarczy, że odpowiednio zagłosujesz, a masz szanse na odkupienie. Masz szanse na awans do elity.
Porażający jest jednak brak refleksji po stronie opozycji, która chyba nie rozumie, że pójście na radykalizm, tylko zmniejsza ich szanse na przejęcie władzy. Dopóki opozycja się od tych głosów nie odetnie, dopóty PiS-owi będą uchodzić nawet największe wpadki.
Bo też i ten cały establishment już od dawna nie jest grupą zdystansowanych komentatorów. Ludzie widzą w nich po prostu partyjnych żołnierzy. Dlatego też ich wszelkie ekscesy idą na konto PO. Nikt nie lubi, jak się go obraża. Także „Janusze i Grażyny” z 500 plus.
Gdyby Schetyna choć raz publicznie skrytykowałby Nurowską, Jandę czy Lisa, gdyby choć raz zaprotestował przeciwko nieustannemu łajaniu dużej części Polaków, to w dłuższej perspektywie mógłby zyskać więcej niż za pomocą wszelkich marszy, akcji i happeningów. Oczywiście, rzeczone persony rzuciłyby mu się do gardła, może czekałaby go powtórka z losu Ryszarda Petru, którego zaatakowano za ledwie delikatne próby szukania kompromisu z PiS, ale cóż – fortuna sprzyja śmiałym, a „kto nie naraża nigdy się na szwank, ten głównej stawki nie wygrywa”. Kiszenie się w antypisowskiej bańce na pewno nigdzie opozycji nie doprowadzi. Wręcz przeciwnie – korzysta na tym jedynie Jarosław Kaczyński.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie odzwierciedla stanowiska redakcji
Czytaj też:
Nergal: Rozdajecie darmozjadom 500 plus, żeby się ku**a rozmnażaliCzytaj też:
Kaczyński to "wydestylowane zło", a wyborcy PiS to "doły społeczne". Wizja Marii Nurowskiej
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.