Najbardziej przygnębiająca w tym czasie była słabo ukrywana wściekłość i niechęć, jaką żywili do niego dziennikarze obozu liberalnego, nieustannie marzący o homogeniczności rynku medialnego
Wielka burza medialna, którą wywołał Bogdan Rymanowski, przeprowadzając wywiad z prof. Grażyną Cichosz, wywołała dyskusję nad tym, czym jest warsztat dziennikarski. I kolejne pytanie: Czy można wyłączyć pewne osoby i pewne tematy z debaty publicznej?
Nietrudno było zauważyć, że bardzo szybko debata ta w wykonaniu najważniejszych mediów liberalnych zamieniła się w swoisty sąd nad znanym dziennikarzem.
Aby zrozumieć emocje, które wywołał Rymanowski – zdawałoby się wyjątkowo stonowany i unikający kontrowersji człowiek mediów – warto przyjrzeć się dokładnie jego karierze. Przypomnieć kolejne zakręty w jego dziennikarskiej drodze. A jest ona, nawet jak na polskie warunki, wyjątkowo ciekawa i unikalna.
Chłopiec do bicia
Czy jeden wywiad może ściągnąć na osobę, która go przeprowadza, tak wielką liczbę gromów?
Awanturę zaczął agresywny artykuł w "Newsweeku", który odsądzał publicystę od czci i wiary. Wielki tytuł na okładce grzmiał: "Brednie u Rymanowskiego". Ten próbował się bronić, przypominając na portalu X, że po pierwsze: "wolność słowa jest albo jej nie ma", a po drugie: "każdy zasługuje na wysłuchanie. Żadni »policjanci myśli« nie mogą dyktować dziennikarzowi, kogo może, a kogo nie może zapraszać, i wreszcie po trzecie, że wierzy w zdolność swoich widzów do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
