Trwa awantura o posągi lwów na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Na ich ponowne umieszczenie na nekropolii zgodę wyraziła Rada Konsultacyjna ds. Ochrony Dziedzictwa Kulturalnego Lwowskiej Rady Miejskiej. Posągi były niegdyś integralną częścią architektury cmentarza. Usunięte w 1971 r. przez władze sowieckie, wróciły na swoje miejsce w 2015 r. Według Lwowskiej Rady Obwodowej, wróciły nielegalnie. W treści oświadczenia rada nazwała lwy „pomnikami polskiej okupacji Lwowa”. Na ten dokument ostro zareagował wiceszef polskiego MSZ Bartosz Cichocki. O konflikcie wokół lwów pisze Jurij Panczenko na łamach portalu „Europejska Prawda”. Publicysta przypomina, że zgodnie z porozumieniem Kuczmy i Kwaśniewskiego, które doprowadziło do odnowienia Cmentarza Obrońców Lwowa, miało na nim zabraknąć właśnie posągów lwów oraz „Szczerbca”, miecza, który według legendy Bolesław Chrobry wyszczerbił o kijowską Złotą Bramę. „Lwy opierały się na tarczach z herbami Lwowa i Polski z hasłami „Tobie, Polsko” oraz „Zawsze wierni”. Ten symbol, który miał podkreślać „polskość” Lwowa, był absolutnie nie do przyjęcia do ówczesnej Ukrainy. Tymczasem podczas odsłonięcia memoriału w 2005 r. (przy udziale prezydenta Juszczenki) okazało się, że Polacy nie wykonali umowy w całości. Wbrew ustaleniom, na memoriale znalazła się rzeźba Szczerbca. Jednak, by nie psuć relacji z Polską, która była wówczas uważana za adwokata Ukrainy, Kijów zgodził się pozostawić skandaliczną rzeźbę” – pisze Panczenko. Dekadę później na cmentarz wróciły również lwy, choć już bez napisów. Ukraińcy zasłonili rzeźby płytami. Polak, który „odsłonił” lwy, został ukarany grzywną za zniszczenie płyt. „Warto zaznaczyć, że już na samym początku „awantury o lwy” lwowskie władze mówiły o możliwości prowokacji na cmentarzu, których celem miałoby być wbicie klina między Polskę a Ukrainę.
Jednak obecnie również bez zagranicznych prowokatorów miejscowi deputaci sami rozdmuchali ten skandal do międzynarodowych rozmiarów” – zauważa z gorzką ironią Panczenko. Publicysta podkreśla, że moment do konfrontacji został wybrany bardzo nieszczęśliwie: „Już 11 listopada nasz sąsiad będzie świętować setną rocznicę odzyskania niepodległości. W tym kontekście nowy skandal będzie postrzegany o wiele bardziej boleśnie, niż wcześniej”. Panczenko przypomina, że już poprzedni spór o ekshumacje poważnie skomplikował relacje Warszawy i Kijowa. Dodaje przy tym jednak, że Ukraina nie może całkowicie „udawać”, że z Cmentarzem Orląt jest wszystko w porządku. Ustępstwa będą zaś oznaczały zgodę Kijowa na polskie działania. Zdaniem Panczenki „nawet formalnie kompromisowe rozwiązanie” – np. pozostawienie lwów bez tarcz bądź też z tarczami, ale bez haseł – też nie rozwiązałoby problemu, gdyż takie rozstrzygnięcie „w pełni odpowiadałoby polskiej strategii małych kroków. Bardzo prawdopodobne, że następnie na tych tarczach pojawiłyby się hasła, tak samo jak najpierw pojawił się miecz „Szczerbiec”, a potem lwy…”.
Panczenko proponuje konkretne rozwiązanie konfliktu. Jego zdaniem sprawą powinien zająć się międzynarodowy arbitraż, ewentualnie – ukraińskie sądy. „Przecież obie strony polsko-ukraińskiego sporu operują w swojej argumentacji oficjalnymi dokumentami” – pisze publicysta. Jego zdaniem pewne jest, że przeniesienie konfliktu ze sfery politycznej na sale sądowe rozwiązuje przynajmniej jeden problem – a mianowicie, ostateczne rozstrzygnięcie zostanie odłożone w czasie, dzięki czemu nie trzeba będzie psuć Polsce niepodległościowego jubileuszu. „Zresztą, proces sądowy (w ideale, oczywiście) jest cywilizowanym sposobem rozstrzygnięcia sporu. A właśnie tego brakuje dziś zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie” – pisze Jurij Panczenko. – „Poza tym, bądźmy szczerzy: obu stolicom zbrzydła już obecna sytuacja, kiedy to ponad połowę czasu we wszelkich rozmowach polsko-ukraińskich zajmuje polityka pamięci”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.