W czwartek w Gdańsku ruszył proces z powództwa prezesa PiS przeciwko byłemu prezydentowi. Sąd wyszedł z propozycją, by sprawę zakończyć ugodowo. Strony wyraziły zgodę na rozmowy w tej kwestii.
Przed wejściem na salę obaj politycy zamienili ze sobą kilka zdań przed kamerami. – Po co ja pana ministrem robiłem? – powiedział do Kaczyńskiego Wałęsa. – A po co ja pana prezydentem? – odpowiedział prezes PiS.
Lider partii rządzącej oskarżył byłego prezydenta o naruszenie dóbr osobistych. Chodzi o wypowiedź w mediach społecznościowych, w której Wałęsa zarzucił Kaczyńskiemu odpowiedzialność za katastrofę smoleńską. Prezes PiS domaga się przeprosin i przeznaczenia 30 tys. zł na cele społeczne.
Przed salą obrad zgromadziła się grupka zwolenników Wałęsy, którzy skandowali różne hasła, zagłuszając udzielającego wypowiedzi dla mediów Kaczyńskiego. Prezes PiS nazwał ich "grupą awanturników, zakłócających proces".
Z kolei były prezydent przyszedł do sądu w koszulce z napisem "konstytucja".
Czytaj też:
Kaczyński i Wałęsa stawili się w sądzie. "Grupa awanturników zakłóca proces"