Pozostali nie dali się złamać, za co zresztą płacili bardzo wysoką cenę, jaką były: przymusowy pobór do wojska, wyrzucenie z pracy lub szykany w miejscu zatrudnienia, zmuszenie do wyjazdu z Trójmiasta, prześladowanie rodzin… Warto przy tej okazji rozprawić się z mitem, jakoby każdy z zatrzymanych „prostych robotników” podpisywał zobowiązanie i godził się na współpracę z SB. Na ponad tysiąc osób objętych w Gdańsku indywidualnym rozpracowaniem operacyjnym w okresie od 14 grudnia 1970 do 16 stycznia 1971 r. do współpracy z SB zdołano zwerbować łącznie 139 osób. Z tej grupy na współpracę z SB przystało zaledwie 34 pracowników Stoczni Gdańskiej im. W. Lenina. W tym właśnie Wałęsa!
Jako TW ps. Bolek bez zwłoki przystąpił do pracy agenturalnej. W imiennej ankiecie na jego temat SB jednoznacznie oceniła jego rolę po Grudniu ’70: „Jego działalność po zajściach grudniowych miała charakter pozytywny”. Był aktywny. Starał się brać udział we wszystkich ważnych spotkaniach i naradach, zwłaszcza z udziałem kolegów z byłego komitetu strajkowego. Potwierdzała to również kontrolująca go agentura. Był bezwzględny wobec kolegów, na których donosił. Śledził ich, podsłuchiwał, dostarczał bezpiece ich rękopiśmienne notatki, by mogła porównać charakter pisma z kolportowanymi ulotkami, a gdy nie znał nazwiska, opisywał w szczegółach ich sylwetki, zapewniając, że ustali, jak się nazywają.
Na „liście Wałęsy” pięć nazwisk odgrywa rolę szczególną: Jerzy Górski, Henryk Jagielski, Jan Jasiński, Henryk Lenarciak, Kazimierz Szołoch i Józef Szyler. Stąd próba przybliżenia ich losów, które splotły się ze zdradą Wałęsy (...)
FOT. WOJCIECH ŁASKI/EAST NEWS
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.