Stało się już truizmem powiedzenie, że siła PiS wynika przede wszystkim ze słabości jego głównych przeciwników. Obóz „obrońców demokracji” użył już całej dostępnej mu broni i zaostrzył retorykę do granic absurdu, zapowiadając nieuchronny rozlew krwi i aresztowania, „bo taka jest logika systemu autorytarnego”. Ostatnie nadzieje antypis wiązał ze szczytem NATO, ale choćby nie wiem, jak propagandowo rozdymać dyplomatyczną wypowiedź prezydenta Obamy o „zaniepokojeniu impasem wokół Trybunału Konstytucyjnego”, okazał się on jednak sukcesem rządzących. Jedynym skutkiem starań „totalnej opozycji” wydaje się ustabilizowanie korzystnych dla władzy trendów sondażowych – nawet w badaniu pracowni IBRIS dla Onet.pl po debacie nad wotum nieufności dla Antoniego Macierewicza zaufanie do niego znacząco wzrosło, a z liderem KOD – Mateuszem Kijowskim – wygrywa w tej konkurencji nawet kontrowersyjna prof. Pawłowicz.
Nie widać perspektywy odwrócenia tych trendów – przeciwnie, nawet życzliwi opozycji komentatorzy podzielają przekonanie, że szczyt NATO i wizyta papieża jeszcze bardziej umocnią PiS, potem przyjdą konkretne efekty działania uruchomionych śledztw, później zaś skończy się kadencja Andrzeja Rzeplińskiego i wyga- śnie napędzający „totalną opozycję” spór o Trybunał Konstytucyjny. Media, które miesiącami starały się zwolenników przegłosowanego układu utrzymać w wierze, że władza PiS jest krucha i chwilowa, że pod naciskiem Zachodu i milionów, które „wyjdą na ulice i już z nich nie zejdą”, nie dotrwa nie tylko do końca kadencji, lecz także końca roku, teraz popadły w przeciwną fazę dwubiegunowo-afektywnego cyklu, lamentując, że PiS będzie rządził jeszcze wiele lat, i miotając za to gromy na ciemnotę „kupioną za »500+«” i „głosującą, jak jej każe proboszcz”.
Dla władzy te lamenty, wraz z coraz bardziej groteskowymi pomysłami obozu III RP na dalszą działalność (np. „powołanie czegoś w rodzaju alternatywnego parlamentu” czy akcja rysowania papierowych wagoników „pociągu do demokracji”), brzmią jak obwieszczające triumf fanfary. Teraz to działacze PiS powoli pogrążają się w niebezpiecznym przekonaniu, że „nie ma z kim przegrać”. (...)