Minister Łukasz Szumowski: Doceńmy jakość, nie tylko fakt leczenia
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Minister Łukasz Szumowski: Doceńmy jakość, nie tylko fakt leczenia

Dodano: 17
Łukasz Szumowski
Łukasz Szumowski Źródło: Biuro prasowe Ministerstwa Zdrowia
Jak będzie wyglądał system ochrony zdrowia w Polsce za kilka lat? O płaceniu za efekt, a nie sam fakt leczenia, odpowiedzialności pacjentów za własne zdrowie, o tym, kiedy znikną kolejki do specjalistów i o ubezpieczeniach zdrowotnych - mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski w rozmowie z Katarzyną Pinkosz.

Od ponad roku jest już pan ministrem zdrowia. Jaką ma pan wizję polskiej ochrony zdrowia? Pytam najpierw z punktu widzenia lekarza kardiologa.

Chciałbym, żeby udało się usprawnić sprawy biurokratyczne, żebym jako lekarz nie musiał się nimi zajmować. Chciałbym, żeby informatyzacja ochrony zdrowia była na takim poziomie, żebym nie musiał przerzucać dokumentacji, gdy pacjent przychodzi do mnie na wizytę, tylko miał czas go leczyć. Chciałbym też, żeby moje zalecenia dla pacjenta pojawiły się na jego koncie internetowym i inny lekarz mógł je zobaczyć. Oczywiście chciałbym też, żeby w Polsce były dostępne wszystkie możliwe formy terapii, także te najnowocześniejsze. Chciałbym jako lekarz móc robić to, co lubię, czyli: leczyć pacjentów, a nie funkcjonować ciągle w pośpiechu, nie mając czasu dla chorego.

To takie marzenia, można powiedzieć: lekarski raj.

A jako minister zdrowia, jaka jest pana wizja polskiej ochrony zdrowia? Do czego pan dąży?

Chciałbym, żeby nasz system był bardziej skoordynowany, czyli żeby pacjent nie musiał sam krążyć od lekarza do lekarza. System powinien też docenić, a w konsekwencji także płacić, nie za sam fakt leczenia, tylko przede wszystkim za jego efekty. Obecnie system płaci za leczenie, a nie za efekt. Chciałbym, żeby system nie „gubił” pewnych grup pacjentów, np. z chorobami rzadkimi, ultrarzadkimi, żeby system nie był elementem gry interesów, a ludzie, którzy w nim uczestniczą, potrafili się skutecznie porozumieć.

Jak będzie wyglądać ochrona zdrowia w Polsce za 10 lat? Tak jak teraz: kolejki do specjalistów, na badania?

Nie. Już widać zmiany, które następują, choć może nie dostrzega ich jeszcze każdy Polak. To proces, więc ich efekty będą tak naprawdę widoczne w perspektywie kilku lat.Już teraz wyraźnie widać, że w pewnych dziedzinach skracają się kolejki, mamy więcej kadr medycznych, w końcu ruszyła i szybko postępuje informatyzacja: jest e-recepta, e-skierownie, internetowe konto pacjenta. Na pewno za 10 lat będziemy mieć inne wyzwania, przede wszystkim związane ze starzeniem się społeczeństwa. Dlatego musimy zmienić rolę szpitali: bardziej zwracać uwagę na choroby przewlekłe, na opiekę. Coraz częściej leczenie i opieka społeczna będą ze sobą korelować.

Polska ma niedobór kadr medycznych. Za 10 lat będziemy najpierw szli do lekarza pierwszego kontaktu czy do pielęgniarki? A może zdiagnozuje nas sztuczna inteligencja?

Uważam, że zasadne jest to, co funkcjonuje w wielu miejscach na świecie, że stan zdrowia pacjenta najpierw analizuje pielęgniarka albo - w przypadku np. bólów kręgosłupa - fizjoterapeuta. Gdy w krajach skandynawskich warunkiem pójścia do ortopedy stała się wizyta u fizjoterapeuty, to okazało się, że połowa pacjentów w ogóle nie potrzebowała potem iść do ortopedy. Widzę tu duże pole do zmian systemowych. Jednak wszelkie zmiany musimy przeprowadzić tak, żeby ludzie mieli szasnę do nich się przyzwyczaić. Muszą np. przekonać się, że lekarz rodzinny może skutecznie leczyć takie choroby jak niedoczynność tarczycy, migotanie przedsionków czy niewydolność serca, oczywiście we współpracy ze specjalistą. Dlatego wprowadzamy takie programy jak koordynowana opieka nad chorymi z zawałem serca, niewydolnością serca, pilotaże psychiatrii, sieci onkologicznej.

Chciałbym też, żeby pojawiła się mocna koordynacja na poziomie województw, to znaczy, żeby województwo było miejscem, gdzie koordynujemy działania profilaktyczne oraz związane z leczeniem. Powinniśmy iść w takim kierunku, wtedy jest szansa na sprawniejsze działanie. W mniejszych krajach łatwiej przeprowadza się informatyzację czy koordynację działań medycznych, dlatego róbmy to na poziomie województw. Przykładem są choćby uruchomione w województwach świętokrzyskim i dolnośląskim pilotaże sieci onkologicznej. Takie są też doświadczenia wielu krajów. Ważna jest też informatyzacja ochrony zdrowia, dzięki niej będzie można wprowadzić narzędzia do płacenia za jakość. Bez jakości nie uda się zmienić na lepsze naszej ochrony zdrowia.

Uważa pan, że pacjenci powinni być za swoje zdrowie odpowiedzialni? Płacić np. większą składkę, gdy palą papierosy, mało się ruszają, jedzą niezdrowo?

To temat niezwykle drażliwy na całym świecie - kary za niezdrowy styl życia nigdzie nie zostały wprowadzone. Nawet w krajach zachodnich, gdzie funkcjonuje system ubezpieczeń prywatnych, palenie czy picie alkoholu nie jest podstawą do naliczenia wyższych składek. To jednak oczywiste, że pacjenci są odpowiedzialni za swoje zdrowie, żaden lekarz tego za nich nie zrobi.

Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne pojawią się w Polsce?

Nie planujemy zmian w tym zakresie. Trzeba mieć świadomość, że do pewnego stopnia one funkcjonują w postaci ubezpieczeń dobrowolnych, natomiast obowiązkowych nie zamierzamy wprowadzać. Polacy nie akceptują form współpłacenia za zdrowie, chociaż oczywiście nie można zapominać, że obecnie robią to w postaci prywatnych wizyt u lekarza czy na badania diagnostyczne, kupowania w aptekach dodatkowych leków, suplementów.

Pana pomysłem jest utworzenie Agencji Badań Medycznych. Zmieni polską medycynę?

Nie wyważyłem otwartych drzwi. Takie agencje funkcjonują w wielu krajach. Powołanie ABM było od wielu lat postulatem środowisk medycznych. Najlepszą odpowiedzią na pytanie, jak bardzo powołanie takiej agencji jest istotne, są wypowiedzi prof. Mariana Zembali czy prof.Alicji Chybickiej, którzy - mimo to, że są posłami opozycji - podkreślali, jak ważna jest ABM dla polskich pacjentów.

Jej powstanie jest szczególnie istotne dla tych chorych, którymi nie interesowały się firmy farmaceutyczne w kontekście badań klinicznych, np. dla osób cierpiących na choroby rzadkie. Z drugiej strony ABM jest potrzebna dla polskiej gospodarki. Biotechnologia czy farmacja są jednymi z najbardziej perspektywicznych branż nowoczesnej gospodarki. Mamy Narodowe Centrum Nauki, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju z wielomiliardowymi budżetami, a do mnie przychodzili badacze, mówiąc, że mają prototyp, którego patent sfinansował NCBiR, a teraz nie mają dalej co z nim zrobić. Mogą go tylko sprzedać firmom zachodnim, które często są zainteresowane kupieniem i „włożeniem do szuflady”, gdyż mają swoje produkty. Nie było żadnej instytucji państwa, która wspierałaby polską myśl innowacyjną w zakresie implementacji klinicznej.

Zadziwia mnie to, że powstanie ABM stało się tematem politycznym. Nie znam badacza w obszarze medycyny, który uważałby, że ABM jest niepotrzebna.

Przez cały rok toczą się zainicjowane prze pana debaty „Wspólnie dla zdrowia”. Czy coś z nich wynika?

Cieszę się, że siadają wspólnie do stołu ludzie z różnych grup interesariuszy i różnych obszarów polityki. Udział w rozmowach biorą również przedstawiciele organizacji pacjentów. Wnioski, które są formułowane, to kierunek, w którym powinna iść polska ochrona zdrowia: zmiana z „płacenia za usługę” na „płacenie za jakość”, zmiany w kadrach medycznych, koordynacja leczenia. Chcę, by jeszcze w tej kadencji udało się pewne rzeczy wdrożyć lub chociaż rozpocząć proces legislacyjny. Debaty są potrzebne, choćby po to, by zderzyć ze sobą różne argumenty, uświadomić, że jesteśmy w innej sytuacji niż 10 lat temu. Dzięki ustawie o 6 proc. PKB na zdrowie, która w ogóle pozwala nam myśleć o przyszłości systemu, a nie o jego agonii, pierwszy raz możemy zastanowić się, jak zainwestować pieniądze, a nie tylko, jak ratować sytuację.

Są głosy, że dochodzenie do 6 proc. postępuje za wolno, a pieniądze są mniejsze niż zapowiadano.

Dochodzenie do 6 proc. PKB jest dokładnie takie, jak przewidziano w ustawie. Szczegóły metodologii są zawsze sprawą, którą trzeba ustalić. Dla przykładu organizacje międzynarodowe, których dane wykorzystuje się do porównań, mają różne metodologie, które w szczegółach różnią się, a kategoria wydatków na zdrowie czasem bywa szersza niż w przypadku naszej krajowej ustawy. Nie mówię, że jedna metodologia jest lepsza lub gorsza od innej. Są po prostu różne możliwości w tym zakresie i na coś trzeba się zdecydować.

Ustawa była taka od początku, nikt jej ostatnio nie zmieniał w tym zakresie. Te szczegóły są od dawna znane publicznie. Teraz wygląda to trochę tak, jakby niektóre osoby ponad rok po uchwaleniu ustawy dopiero do niej zajrzały. A przyjęta w ustawie metodologia jest o tyle dobra, że posługujemy się danymi, które są sprawdzone. Fundamentalny jest jednak fakt, że nakłady na ochronę zdrowia rosną w sposób istotny. Jeszcze w 2014 roku publiczne nakłady na ochronę zdrowia z różnych źródeł wynosiły niespełna 73 mld zł, a w tym roku wyniosą ponad 97 mld zł. Wzrost nakładów jest niezbędny, jednak nie rozwiąże wszystkich narosłych przez lata problemów, jak np. braki kadrowe. Potrzebne jest szersze spojrzenie i całościowe podejście.

Myśli pan, że zdrowie może się stać tematem ponadpolitycznym?

Warto, żeby były takie obszary, o których możemy spokojnie rozmawiać, nawet jeśli się różnimy. Co więcej, myślę, że można znaleźć też takie obszary, co do których możemy się zgodzić. Przykładowo przygotowana przez Ministerstwo Zdrowia tzw. ustawa anty-dopalaczowa została przyjęta niemal jednomyślnie przez Parlament. Bardzo się z tego cieszę i dziękuję, bo to były ważne zmiany w przepisach umożliwiające skuteczniejszą walkę i karanie za handel tymi szkodliwymi substancjami trującymi wielu młodych ludzi. Warto, by na poziomie eksperckim ta współpraca była dobra. Zresztą, debata „Wspólnie dla zdrowia” też to pokazuje. Uczestniczą w niej osoby z różnych opcji politycznych.

Pytałam o pana wizję ochrony zdrowia jako lekarza, jako ministra. Na koniec spytam, jak chciałby pan ją zmienić jako człowiek, czyli od strony czysto ludzkiej. Pracował pan kiedyś w Indiach, w pierwszym domu, który założyła Matka Teresa. Na ile ważne było to doświadczenie?

Najważniejsze w relacjach międzyludzkich w każdej pracy, ale szczególnie w pracy w każdym zawodzie medycznym, jest to, czy ktoś lubi ludzi, czy nie. Czy traktuje ich tak, jakby chciał, żeby ktoś jego potraktował albo jakby potraktował jego matkę, ojca. Każdemu należy się szacunek, opieka. Matka Teresa podchodziła do każdego człowieka jakby to był Chrystus. Uważała, że każdemu należy się miłość, szacunek, opieka - niezależnie od jego stanu zdrowia, majątku.

Życzliwość do ludzi działa cuda. Gdy cierpiący pacjent przychodzi do nieżyczliwego lekarza, to jest tragedia. Czasem potrzebny jest głęboki oddech i myśl, że ja za chwilę też mogę stać w kolejce do gabinetu. Jako lekarz muszę zawsze pomyśleć, że ten pacjent już przeszedł dużo, żeby do mnie przyjść i niezależnie, jak bardzo jestem zmęczony, potraktować go życzliwie. To czyni cuda - nie tylko w medycynie.

Prof. Łukasz Szumowski, kardiolog, elektrofizjolog, w Instytucie Kardiologii im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego kierował m.in. Kliniką Zaburzeń Rytmu Serca; w latach 2016-18 wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego, od 2018 r. minister zdrowia

Artykuł został opublikowany w: Do Rzeczy o Zdrowiu/ marzec 1019

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także