Życie Romualda Jakuba Wekslera--Waszkinela, bohatera najnowszego dramatu Tadeusza Słobodzianka „Historia Jakuba”, zdaje się biografią wymarzoną na teatralną opowieść. Czy to o przewrotnym szyderczym losie, który ocalone z Holokaustu dziecko kieruje na drogę kapłańską, by dopiero w wieku dojrzałym dać mu poznać jego prawdziwe nazwisko i korzenie. Czy to o wielkim zadaniu, przed jakim stanął polski ksiądz, próbując zintegrować tradycję katolicką, w której wzrastał („Pan Jezus był u nas jak powietrze, którym się oddycha” – to Weksler-Waszkinel o polskim domu rodzinnym) z judaizmem, który odkrył jako swe dziedzictwo i z zobowiązaniem pamięci o Holokauście.
Żarliwa wiara kapłana w Jezusa Żyda, konflikty, jakie powodował rozdrażniony, coraz bardziej osamotniony ksiądz, poruszony sprawą Jedwabnego, broniący publicystyki Grossa, oskarżający całe otoczenie o prześladowanie go, utrudnianie kariery, reagujący na najdrobniejsze przejawy antysemityzmu czy niechęci do Żydów – to wszystko wydawało się idealnym materiałem do stworzenia wstrząsającej opowieści, a raczej wstrząsających opowieści.
Bo przecież w jednym człowieku eksplodowało tyle tradycji, tyle religii. Obok religii katolickiej i judaistycznej także swoista religia Holokaustu, która chrześcijaństwo chce obsadzić w roli głównego sprawcy Zagłady. Mocne tożsamości, wzajemnie się wykluczające, skłębione opowieści: skażony antysemityzmem polski Kościół i antychrześcijański Izrael domagający się apostazji od żydowskiego księdza.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.