– Na pewno odnieśliśmy korzyści z członkostwa w UE. Jednak rzetelne bilanse pokazujące na konkretnych liczbach, ile zyskaliśmy, a ile zyskali np. Niemcy czy Francuzi na naszym uczestnictwie, pokazują, że ten bilans jest bardzo wyrównany – ocenił dziennikarz.
– Sytuacja, w której większość ogromnych inwestycji współfinansowanych z unijnych środków obsługiwały wielkie niemieckie firmy budowlane, pokazuje jednak, że to nie było takie oczywiste – podkreślił Warzecha.
Zdaniem publicysty "Do Rzeczy" symptomy kryzysu unijnego były widoczne już w 2004 roku. – Już wtedy mówiło się o kryzysie legitymacji, czyli o tym, że elity europejskie są oderwane od tego, czego naprawdę chcą ludzie na dole, i że nie mają wpływu np. na działania Komisji Europejskiej. To właśnie zaowocowało takim resentymentem, jak w Wielkiej Brytanii czy Francji. Dołożyło się do tego również euro, na którym zyskały przede wszystkim Niemcy – mówił.
– Jeżeli wybory we Francji wygra Macron, a w Niemczech być może CDU, to może się zdarzyć, że elity europejskiej uznają, że w ogóle nie ma żadnego kryzysu. To byłby gigantyczny błąd, ponieważ pod powierzchnia buzuje. Jeżeli elity europejskie nie znajdą na to żadnej rady, to ten resentyment wybuchnie ze zdwojoną siłą – stwierdził Warzecha.