Naiwnością jest sądzić, że redakcja, która już prawie ćwierćwiecze ćwiczy się w trudnej sztuce manipulacji nagle oszalała i zaczęła zanudzać czytelników niepotrzebnie kreowanymi bzdetami. Rzeczywiście mowa o bzdetach. Po drugie – sztucznie kreowanych. Ale po trzecie – kreowanych całkowicie celowo i z rozmysłem.
Metoda jest stara jak świat – nastraszyć ludzi i wskazać im jedyny ratunek. Postraszyć imperialistami, albo żydowską plutokracją, czy pogrobowcami Hitlera. Wtedy ludzie się boją i przestają myśleć o trudach codziennego życia. Innym okiem patrzą na władzę. Już bez pretensji, ale z nadzieją i wdzięczności, że ktoś ich chce obronić.
Tą metodą Polacy zostali uwolnieni od stresu myślenia o kryzysie. Byli ratowani przed pedofilami, dopalaczami, hazardem i kibolami. Celowo piszemy o trybie niedokonanym, gdyż ratowanie trwało tyle ile miało trwać, nie usunęło żadnego z wymienionych problemów, i nosiło charakter gonienia, a nie łapania króliczka.
Nową kampanią jest ratowanie Polaków przed brunatną falą. W jednym, dzisiejszym numerze „Gazety Wyborczej” są aż cztery teksty poświęcone owemu zagrożeniu. Wszystkie obszerne i dobrze wyeksponowane.
Na głównej stronie komentarzowej Paweł Wroński ubolewa, że prof. Tadeusz Marczuk z Uniwersytetu Wrocławskiego wziął stronę młodych ludzi protestujących przeciw wykładowi Zygmunta Baumana. Wroński rozpływa się nad Baumanem, że jest on „... jednym z najbardziej fascynujących intelektualistów współczesnego świata”. A KBW?: „... jego biografia nie dała mu wielkiego wyboru”. Czyli jest usprawiedliwiony. I dalej „NOP bliżej do hitlerowskich bojówek SA niż do AK". Panie Wroński, to chyba dobrze? Bo właśnie Paweł Wroński jest największym w Polsce entuzjastą serialu o nazi-matkach, nazi-ojcach. Jak pamiętamy, AK była przedstawiona tam jako banda prymitywnych szumowin, a „uwikłani” w narodowy socjalizm Niemcy jako istoty subtelne, wrażliwe i niejednoznaczne. Według tej logiki lepiej być spadkobiercą nazizmu, także KBW (bo zawsze można można powiedzieć „sorki”, i hipoteka potem jest czysta) niż odwoływać się do AK (tu żadne przeprosiny, ani Persil nie pomogą).
Obok Wrońskiego narzeka Magdalena Środa. Zastanawia się ona, czy nie wezwać Kościoła Katolickiego do gromienia narodowców. Żeby księża do nich przemawiali i perswadowali im pomysły takie, jak protest przeciw Baumanowi. O nie, pani profesor, czegoż to pani żąda! To kler ma mieszać się do polityki w naszej laickiej ojczyźnie? A jeśli któryś z księży zagalopuje się i zamiast nacjonalizmu potępi aborcję? Co wtedy, pani profesor?
Atmosferę podgrzewa też Stefan Bratkowski, który po raz tysięczny przypomina czytelnikom, że zawsze miał rację ostrzegając przed faszyzmem, którego wodzem i winowajcą jest prezes PiS. Ktoś powie: Czym tu się przejmować, skoro Bratkowski to zidiociały starzec? Prawda, ale „Wyborczej” bardzo się przydaje w ogólnej kompozycji. Bo w „GW” przeczytamy także o dwóch strasznie groźnych wodzach wrocławskich faszystów. Jeden ma na imię Roman, drugi Dawid. Nazwisk nie sprawdzałem, bo i tak nikomu – poza najbliższymi rodzinami – nic nie powiedzą. Jeden jest po pięćdziesiątce, drugi ma trzydzieści lat. No i to oni są tym zagrożeniem.
Kompozycję uzupełnia też „otwarciowy” tekst o tym, że PiS zwalcza w Przemyślu męczennika beatyfikowanego przez Jana Pawła II. Chodzi o grekokatolickiego bp. Kocyłowskiego. Radni PiS wstrzymali się od głosu przy nazwaniu jego nazwiskiem jednej z ulic. Dokładniej, nie wzięli udziału w głosowaniu. Ale jeden z tych radnych – historyk dr Iwaneczko, skądinąd biograf bp. Kocyłowskiego – pozytywnie wypowiada się o biskupie. W całym długim tekście nie ma dowodu na protest ze strony PiS. Protestują inne, lokalne ugrupowania plus kresowiacy. PiS zdystansował się, ale „GW” całą story oparła na owym rzekomym ksenofobicznym proteście.
Cóż, tak trzeba! Wróg u bram! Nie szkoda obiektywizmu – zwłaszcza, że tam on nigdy nie był w cenie – gdy płoną sondaże. A gdy spłoną i w ministerstwie skarbu zasiądzie inny dawca ogłoszeń publicznych to znów „Agora” będzie musiała restrukturyzować. Czyli zwalniać autorów tego typu „doniesień”, ciąć wierszówki autorom komentarzy o faszystowskim zagrożeniu. A co gorsza, tzw. management kolejny raz odczuje spadek wartości akcji. A to boli najbardziej, bo żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają ich pierwsze notowania.
Bo co można przeczytać w normalnym świecie, tam gdzie manipulacja jest incydentem, a nie normą?
„Dziennik Gazeta Prawna” - „Energetycy, firmy szukające gazu łupkowego, rolnicy, którzy nawadniają pola, i hodowcy ryb będą musieli zacząć płacić za – dotychczas bezpłatne – korzystanie z wód powierzchniowych. O ile duże firmy na to stać, wieś boi się bankructw”.
„Rzeczpospolita”: - „Jan Gródek to kolejna ofiara „przyjaznego” firmom państwa. Rolnik spod Jeleniej Góry popełnił samobójstwo doprowadzony do rozpaczy kontrolą fiskusa”.
Czy wreszcie „Fakt”. To z innej półki, ale też historia, która pokazuje na czym polega polska różnica między równymi a równiejszymi - „Ubierz się jak premierowa. Małgorzata Tusk ubiera się z klasą u najlepszych i najdroższych projektantów. Podobne suknie za niewielkie pieniądze można kupić w zwykłych sklepach”. Drobnostka? Może. Ale nikt mi jeszcze nie odpowiedział, czy Donald i Małgorzata Tuskowie odprowadzili podatki za uzyskane tą drogą korzyści. Bo skoro fiskus kładzie łapę na zakładowych paczkach dla dzieci, to chyba tym bardziej powinien na drogich ciuchach?
I w tym kontekście łatwiej jest zrozumieć główne przesłanie wywiadu z „Polityki”. Jacek Żakowski rozmawia z prof. Januszem Czapińskim:
- Co tonie? - pyta Żakowski po słowach profesora, że „toniemy”.
- Głównie demokracja – odpowiada profesor. I rozwija: - Pierwszy raz od 20 lat spadł odsetek osób przekonanych, że „demokracja ma przewagę nad wszystkimi innymi formami rządów”.
Jak to skomentować? Może hasłem „nie róbmy demokracji, walczmy z faszyzmem”.