Nasze standardy zabraniają zarówno bezpośredniego kierowania mowy nienawiści przeciwko ludziom, jak i symboli organizacji znanych z promowania rasizmu i nienawiści. W przypadkach, gdy dany symbol jest używany do promowania nienawiści możemy zdecydować się go usunąć. Decyzja o usunięciu takich treści jest trudna, ale w przypadku plakatów promujących Marsz Niepodległości stało się tak ze względu na umieszczony na nich symbol Falangi, który jest zakazany na naszej platformie z powodu historycznych odniesień do mowy nienawiści. Ponieważ jednak Marsz Niepodległości jest legalnym, zarejestrowanym wydarzeniem, zdecydowaliśmy się zezwolić na udostępnianie plakatów mimo tego, że zawierały symbol Falangi - napisano w liście, do którego jako pierwsza dotarła redakcja dorzeczy.pl.
- Polacy są zadziorni, więc jak zdjęto jeden plakat, to wszyscy zaczęli go udostępniać i Facebook poszedł na huki - komentował dziennikarz "Do Rzeczy".
Jak zauważył Semka, do tej pory rzadko słyszało się o oskarżeniach o cenzurę względem Facebooka, a ludzie angażujący się w społeczność byli przekonani, że firma "nie ma żadnych odcieni politycznych". Jednak, zdaniem publicysty, zaangażowanie polityczne pracowników firmy po jednej ze stron może rzutować na decyzję o zawieszeniu kont.
- Te interwencje Facebooka są wybiórcze i prawa strona ma wrażenie, że lewa strona jest łagodnie traktowana - uznał.
Zaznaczył przy tym, że skoro o tym, co jest "mową nienawiści" na w polskim Facebooku, decyduje grupa pracowników w Dublinie, to ta ocena nie może być sprawiedliwa. - O bardzo trudnych niuansach dotyczących sytuacji w Polsce ma decydować jakaś grupa w Dublinie. "Mowa nienawiści" znaczy co innego w różnych krajach - ocenił.
mp
TVP Info, dorzeczy.pl