Gdy ponad dwa tygodnie Hanna Gronkiewicz-Waltz triumfowała z racji braku quorom w referendum warszawskim - jeden z publicystów z klubu kibica Platformy pytał szyderczo, gdzie jest Jarosław Gowin i jak się miewa jego taktyką korzystania ze słabnięcia PO. Nie minęło wiele czasu i partia Donalda Tuska znów pokazała co potrafi. Ponura dintojra przed i po wyborach szefa partii na Dolnym Śląsku przypomniała wilcze prawa jakimi zdobywa się władzę w rządzącej partii.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji Gowin kuje żelazo póki gorące. Ogłasza kolejny apel do członków Platformy: "Zostaliśmy oszukani przez Donalda Tuska. Premier jest jak Miller z okresu afery Rywina".
Gowin wyostrza ton i wskazuje, że na patologiczne praktyki przyzwala sam Donald Tusk, a Polska pod jego rządami przypomina sieć powiązań opartych na nieformalnych, politycznych korzyściach. Wskazuje, że wydarzenia na Dolnym Śląsku utwierdziły go w słuszności decyzji o opuszczeniu PO.
„Wasi koledzy handlowali posadami w państwowych spółkach, przy okazji zbierając na siebie haki” przypomina w liście Gowin.
Czy ten apel wywoła jakiś większy transfer działaczy z Platformy od ruchu krakowskiego posła? W krótkim planie nie. Ale w dalszym horyzoncie czasowym - pytania jakie stawia dziś Gowin mogą zacząć trafiać do wyobraźni tych platformersów, którzy nie uczestniczą w podziale politycznych łupów, a mogą nie chcieć wstydzić się w przyszłości za to co dzieje się w partii Tuska. Czy zechcą kompromitować się dalej razem z partia Tuska? Gowin sugeruje , że jest alternatywą na jaką warto postawić. Czy starczy mu wytrwałości, aby doczekać się chwili, gdy piramida władzy Tuska rozpadnie się pod własnym ciężarem?
foto: Jarosław Kruk