Od poniedziałku, 23 września na niemieckim odcinku Odry obowiązuje trzeci stopień alarmowy. To ponad 75 kilometrów. We wtorek w powiecie Odra-Szprewa obowiązywał już czwarty – najwyższy poziom alarmowy. W Ratzdorfie, gdzie Nysa wpada do Odry, i w Eisenhüttenstadt zalane są ogrody i ulice.
Teraz, gdy fala powodziowa dotarła do Brandenburgii, pojawia się pytanie: czy wały przeciwpowodziowe są wystarczająco wysokie? Minister środowiska Brandenburgii Axel Vogel uważa, że powodzi tym razem nie będzie, bo Brandenburgia jest lepiej przygotowana niż podczas powodzi w 1997 i 2010 r.
Niemieccy ekolodzy: Powódź w Polsce oznacza ulgę dla Brandenburgii
Tymczasem "Berliner Zeitung" cytuje ekologów, którzy mówią wprost, że wschodnią część Brandenburgii chroni przed katastrofą sytuacja w naszym kraju. – Wiele zapór pękło w Polsce, w wyniku czego duże obszary wzdłuż Odry zostały zalane w sąsiednim kraju – powiedział gazecie Axel Kruschat z brandenburskiej organizacji ochrony środowiska BUND.
Dodał, że w ten sposób z fali powodziowej uszło dużo wody, co stanowi znaczną ulgę dla Brandenburgii. Jego zdaniem, gdyby cała ta woda doszła do Niemiec, nie wiadomo, czy brandenburskie wały przeciwpowodziowe wytrzymałyby.
Bobry i dziki na wałach przy Odrze
Organizacje ekologiczne krytykują też fakt, że nie na wszystkich odcinkach Odry umieszczono od razu maty ochronne przeciwko bobrom i dzikom. Według niemieckich aktywistów głównym problem wielu rzek jest to, że nie płyną swobodnie, nie meandrują, tylko są prostymi "wodnymi autostradami", wciśniętymi między tamami po lewej i prawej stronie.
Tekst, który przytacza polska sekcja Deutsche Welle, kończy się stwierdzeniem, że przyczyną ulew są zmiany klimatyczne, i że nikt nie wie, jak wysokie będą fale powodziowe na Odrze w przyszłości.
Czytaj też:
Pomoc dla powodzian. Niemcy wyślą do Polski nakładki na mopy