W niedzielę wieczorem podczas finału WOŚP Paweł Adamowicz został ugodzony nożem. Zaatakował go 27-letni mężczyzna. Polityk zmarł w poniedziałek. Miał 53 lata.
Sprawca ataku na prezydenta Gdańska, Stefan W., przez kilkadziesiąt sekund po zdarzeniu chodził po scenie z rękami wyciągniętymi do góry w geście triumfu. Przez mikrofon krzyczał, że z powodu Platformy Obywatelskiej siedział w więzieniu i był torturowany.
– Nie była to akcja szaleńca. On wybrał moment największej oglądalności telewizyjnej, "Światełko do nieba". Wiadomo, co wykrzykiwał, miał pretensje do Platformy. W związku z tym te urojone pretensje skupiły się na tym polityku (Adamowiczu – red.) – przekonywał w TVN24 Bogdan Borusewicz.
Jego zdaniem prezydent Gdańska "był szczególnie atakowany" za aktywność w obronie demokracji i niezależności sądów.
– To wszystko, co mówiono wcześniej, te ataki medialne na prezydenta Adamowicza w telewizji publicznej, i lokalnej, i krajowej. Przecież były całe takie zestawy nienawiści, ale także ataki prawne, ponowienie sprawy prokuratorskiej przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę o pomyłki w oświadczeniu majątkowym. Przecież ta sprawa została już umorzona – mówił wicemarszałek Senatu.
Zdaniem Borusewicza "ci, którzy rządzą, nie czują się w ogóle współwinni". – Kiedy dowiedziałem się, że prezydent Andrzej Duda zamierza przyjechać do Gdańska i stanąć na czele pochodu przeciwko przemocy, zaapelowałem od razu do niego, żeby tego nie robił, żeby nie podgrzewał atmosfery – tłumaczył.
Jak podkreślił polityk, "teraz nie ma winnych, ale ktoś stworzył atmosferę". Przypomniał o wydarzeniach z Westerplatte i sugestiach kierowanych w stronę Adamowicza, że sprzyja Niemcom. – To się w końcu wymknęło spod kontroli – przekonywał Borusewicz w "Kropce nad i".
Czytaj też:
Przyjaciel Adamowicza oskarża. Padło szokujące zdanie