Kijowski dołączył do swojego listu okładkę "Gazety Wyborczej" z 19 grudnia 2015 roku. Na pierwszej stronie numeru informowano o wezwaniu ówczesnego lidera KOD-u do zakładania lokalnych komitetów sprzeciwiających się rządom Zjednoczonej Prawicy.
Okładka "GW" miała przypomnieć Michnikowi, że kiedyś łączyła go z Kijowskim chęć obalenia rządu. Teraz, jak zauważa były lider KOD-u, spotkała go gorzka obojętność ze strony redaktora naczelnego "Wyborczej".
Gorzki list
"Wierzę, że wartości, które spowodowały, że się spotkaliśmy i polubiliśmy, nadal są dla nas obu ważne. Co prawda rok temu napisałeś, że nie znajdziesz w najbliższym czasie okienka, żeby ze mną porozmawiać, ale to na pewno wynikało z Twojego napiętego harmonogramu w obronie polskiej demokracji i wolnych mediów" – zaczął swój list Kijowski.
Dalej były lider KOD-u zapewnia Michnika o swoim podziwie dla jego wystąpienia w obronie zatrzymanego w niedzielę białoruskiego opozycjonisty Romana Protasiewicza. Kijowski nie omieszkał jednak zakpić przy tym z redaktora naczelnego "Wyborczej".
"Podziwiam, ale martwię się i trochę dziwię, że w tym samym czasie nie zauważasz tego, co się dzieje w Twoim kraju, w Polsce. Tutaj też toczy się walka o praworządność, o wolność, o demokrację" – pisze Kijowski.
Dalej autor listu pisze o swoim procesie związanym z podejrzeniem poświadczenia przez Kijowskiego nieprawdy w fakturach za rzekome usługi informatyczne na kwotę 121 tys. zł. Pod koniec września ubiegłego roku sąd skazał go na karę roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Tymczasem w piątek sąd uchylił wyrok dla byłego lidera KOD-u.
"Twoja gazeta nie była zainteresowana"
Kijowski żali się, że "Gazeta Wyborcza" nie była zainteresowana apelacja, która odbyła się w piątek.
"Wczoraj odbyła się apelacja. Twoja Gazeta nie była zainteresowana, co się dzieje ze mną, którego kiedyś niemal nosiliście na rękach" – pisze Kijowski.
"Kiedyś wielu chciało stać obok mnie. Robili sobie ze mną zdjęcia i walczyli, kto będzie stał bliżej mnie w obiektywach kamer. Dziennikarze bili się o wywiad ze mną. Dzisiaj nikt nie jest zainteresowany rozmową" – czytamy w dalszym fragmencie listu.
Dalej Kijowski pisze, że ma problemy finansowe, a nikt nie chce go zatrudnić. Robi też wyrzuty Michnikowi, że ten nie pomógł mu tak samo, jak zrobił to w przypadku Lesława Maleszki.
"Ty wiesz, czym jest wilczy bilet. Wiesz, bo Twoja Agora zatrudniła Lesława Maleszkę, kiedy udowodniono mu współpracę ze służbami PRL-u. Wobec mnie nie znaleźliście tego poziomu współczucia czy zrozumienia. Wspólny przyjaciel rozmawiał jakieś trzy lata temu o możliwości zatrudnienia mnie u Was z Jarkiem Kurskim (pracowałem w Gazecie w latach 1991-1994). Nie dało się. Moja twarz na całą pierwszą stronę GW z 19 grudnia 2015 – pokazana w grafice powyżej – nie ma tu nic do rzeczy" – napisał Kijowski.
"Kiedy napisałem do Ciebie kilka miesięcy temu prywatnie list zamknięty, nie odpowiedziałeś. Dlatego piszę do Ciebie list otwarty w nadziei, że go przeczytasz" – zakończył były lider KOD-u.