Polacy, nic się nie stało?!
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Polacy, nic się nie stało?!

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Darek Delmanowicz
"Gazeta Wyborcza" pisze o „zamachu stanu”, którego dopuścić miał się wczoraj PiS. Jedni skwitują, „który to już raz”; drudzy, że to pierwszy przypadek w dziejach zamachów iż władza zamachnęła się samej na siebie i to jeszcze w ramach demokratycznych głosowań. Wreszcie inni – że sprzeciw w tej sprawie był nie tylko mniejszy niż w obronie TV Trwam, ale również sądów czy ustawy antyaborcyjnej.

Wieczorem przed Sejmem czy Belwederem nie znalazł się nie tylko żaden Cezary Baryka z „leninowską odwagą”, ale i nawet jakiś nowy Diduszko, co położy się do zdjęcia. Podkreślmy dla jasności – w obu przypadkach – dla Polski to dobrze.

Spójrzmy zatem na wynik tego jednego dnia politycznego przesilenia w pełnym słońcu. Czy coś się stało?

Rząd Mateusza Morawieckiego ma większość 231 posłów. Czyli to, co najważniejsze wedle polskiej Konstytucji. Wczorajszy Sejm pokazał iż wcale nie mniejszą większość niż gdy Zjednoczoną Prawice obok partii Jarosława Kaczyńskiego tworzyli Solidarna Polska i Porozumienie. Może nawet nieco pewniejszą. Bo partie Jarosława Gowina zastąpił Adam Bielan i Paweł Kukiz. Obaj – co najwyraźniej wczoraj pokazał ten ostatni – wiedzą, że innej spółki już nie zawiążą. Kukiz może i też „głosował za, ale się nie cieszył”, ale przynajmniej w studio się nie pojawia by nadawać rząd, którego jest wicepremierem. A demokracji medialnej to już „plus dodatni”.

Tak więc nastąpiła roszada: Kukiz, co wszedł z list Kosiniaka-Kamysza poszedł do Kaczyńskiego, a Gowin, co wszedł z logo PiS, najwyraźniej idzie do Kosiniak-Kamysza. Ten zaś go potrzebuje, by pokazać, że Koalicja Polska to coś więcej niż tylko stare PSL, które wcale całe nie chce z nim maszerować znów pod skrzydła Donalda Tuska. Dokładnie tej jednej jedynej partii (oprócz swojej), której Gowin był członkiem (co sam wyraźnie podkreślał wczoraj w RMF FM).

Co dalej z Gowinem? Wybór ma między losami innych byłych (pełnych) premierów – od Kazimierza Marcinkiewicza, którego brylowanie w TVN sprowadza się do komicznego powtarzania, że „PiS jest dziki, PiS jest zły, PiS ma bardzo wielkie kły” po Jerzego Buzka, którego polityczna słabość jako premiera pozwala mu jednak „być w polityce” z osobiście niezłym wynikiem, choć jakoś nie ma to wielkiego znaczenia dla Polski. Obaj mają podobne charaktery, a Gowin był bodaj najdłużej urzędującym ministrem III RP.

Pewne jest natomiast iż wielkim liderem już nie będzie. I on to wie. Choć rok temu miał jeszcze szanse by odbić sobie wynik niegdysiejszej rywalizacji o przywództwo w PO z Donaldem Tuskiem. Gdyby wówczas, a nie po podpisaniu Polskiego Ładu, nie tylko odszedł na chwile i wrócił, ale „wysadził w powietrze rząd PiS” i prezydenturę Andrzeja Dudę, wobec słabości Borysa Budki miałby szanse być samcem alfa antykaczystowskiej opozycji. Teraz wraz powrotem Tuska, który nie toleruje odrębności ani na jotę (patrz nie tylko Trzaskowski, Tomczyk, ale i Gilowska, Religa, Rokita, Olechowski, Płażyński, Schetyna…), Gowin może być co najwyżej potrzebnym, ale jednak „wasalem mego wasala” (czyli Kosiniaka-Kamysza), a nie liderem wewnętrznej opozycji.

Efekt Tuska?

Gowin to największy, ale nie jedyny, który ucierpiał strasznie na powrocie Donalda Tuska. Pole manewru zawęziło się też dla pokolenia czterdziestolatków – tak Trzaskowski jak Hołownia, którym takie tuzy polskiej polityki jak Bronisław Komorowski już wprost nakazują wasalizację (ex-prezydent na tym się zna, z autopsji). Co to oznacza dziś już przekonał się Włodzimierz Czarzasty, którego pro-tuskowa fronda w Nowej Lewicy, może jeszcze wykończyć.

Tak jak Konfederację – której posłowie mają polityczny interes by współpracować z Tuskiem, który emabluje ich na ile może, ale może tego nie wytrzymać ich elektorat, który już się podzielił i w zadziwiająco dużej części przepłynął do samej PO.

Z pewnością beneficjentem „efektu Tuska” nie jest on sam (nawet nie ma mandatu z wyboru), ale tandem Jarosław Kaczyński – Mateusz Morawiecki. Krok w lewo, krok w prawo i już się jest zdrajcom, politycznym trampkarzem, który „nasze majtki nosi, a dla tamtych gra” (© Jan Pietrzak). To zwłaszcza ważne dla premiera Morawieckiego, którego wewnątrz-rządowy adwersarz ma dużo mniejsze pole manewru o ile nie chce podzielić losu Gowina wśród świadomości elektoratu. Ziobrystom trudniej też będzie z Bielanem i Kukizem niż z Gowinem budować wewnątrz-rządową frondę. Raczej mogą teraz czekać by urosnąć kosztem przede wszystkim narodowców z Konfederacji, ale i twardego elektoratu PiS. To Morawieckiemu da czas, by jeszcze mocniej osadzić się w PiS, którego wiceprezesem przed chwilą został wybrany ze znakomitym wynikiem.

Konieczność zwrotu do „twardego PiS” widzi też Kaczyński. Stąd ponowne przyjęcia do PiS i… „lex tvn”, które najpierw nie było traktowane serio, a jednak się stało faktem. Bo musiało. Na wewnętrzny użytek było skierowane de facto przeciw wszystkim „przystawkom”.

Konfederacja się wstrzymała, czyli de facto poparła PiS w tej sprawie, bo jej elektorat by nie wytrzymał otwartego sojuszu z Tuskiem w sprawie TVN, dla elektoratu których są wafel-nazistami (o czym namacalnie przekonał się poseł Dobromir Sośnierz, który prędzej kupi elektryczny samochód i ograniczenie do 50 km/h na autostradzie, niż poprze „kaczystów”). Gowin tym głosowaniem dla wielu zapisał się do partii TVN, która konsekwentnie walczy z Kościołem (stąd już prezentuje się jako przede wszystkim jako liberał), a na polu z Solidarną okazało się kto ma odwagę i realną sprawczość „w walce ze złem”. Same taktyczne zwycięstwa.

Zwłaszcza, że TVN od tygodni zajmuje się (i przez kolejne tygodnie zajmować się będzie) bardziej sobą niż Marianem Banasiem (choć to za ich sprawą doszło do przemiany z Gustawa w Konrada bądź odwrotnie). A przecież Banaś jako szef NIK może więcej niż Donald Tusk – w sumie dość wygodny dla Kaczyńskiego i Morawieckiego.

TVN – jedyna prawdziwa opozycja

I jeszcze jedno – TVN et consortes sam wszystkim widzom wbija do głowy swą amerykańskość. Do tej pory swój cały PR opierał, że jest „nowy” czy „niezależny” (patrz owo „n” w nazwie), teraz jest bardzo jakiś. A Polacy wiedzą już bardzo dobrze, że „kapitał ma narodowość”. I interesy. Kolejne sprzedaże, autopromocyjne materiały w „Faktach” o nowych właścicielach, zdejmują tę stację z boskiego parnasu, równając ją do pism głownie niemieckiego RAS, którego to naczelny Onetu tłumaczy, że coś Francja może, a Polska już nie. Tyle, że ta „pedagogika wstydu” (© Bronisław Wildstein) z każdym rokiem ma coraz mniejszą klientelę. To dmie w żagiel Kaczyńskiego. Bo Polacy coraz częściej nie bez kozery czują się równi, a nawet lepsi. Stąd PiS może się rozbić jedynie na niedocenianiu rosnących aspiracji („klasa średnia od 4000 zł”).

Samo, od lat skutecznie grające na aspiracjach, TVN jednak już nie będzie tak nadzwyczajne jak przedtem (To spotkało niegdyś wszechmogącą „Gazetę” Adama Michnika). Jego i akolitów kampania w imię wolności słowa łatwo wówczas zamienia się w części elektoratu w kampanię o własne gigantyczne interesy, a z gaże gwiazd (tych które nie zostały „zniknięte” jak Kamil Durczok) rozpalą wyobraźnie bardziej niż podwyżki posłów.

Koalicja [na rzecz] TVN jest wygodną opozycją… i przyznaniem stanu rzeczy. Boleśnie przekonał się o tym Borys Budka, który po bodaj trzech materiałach Katarzyny Kolendy-Zalewskiej o 180 st. zmienił stanowisko PO w sprawie pierwszej próby podwyżek dla posłów. To, jak zdjęcie z nagrania dla TVN w garniturze i krótkich spodenkach, to był początek końca jego przywództwa.

Plan amerykański

Ameryka nigdy nie kochała walczącej o polską podmiotowość prawicy. Dość przypomnieć, że to ambasador USA skutecznie wymusił wybór protegowanego ZSRS Wojciecha Jaruzelskiego na pierwszego prezydenta III RP, choć w tym samym czasie jego podwładni jeszcze wyrysowywali mapy operacji jądrowej na wojska NATO, w tym US Army. Potem stawiali choćby na Leszka Millera, który w Moskwie pożyczał pieniądze na działalność komunistów w Polsce, a gdy był premierem III RP wysyłał Wojsko Polskie do Iraku w zamian za stanowisko dla swego następcy Marka Belki.

Ostatnio symbolem tego była amb. Georgette Mosbacher, która nie będąc profesjonalnym dyplomatą tylko „osobistą przyjaciółką prezydenta Donalda Trumpa”, zajadle i mało dyplomatycznie broniła… atakującego go TVN-u. To wszak było zrozumiałe. Imperia nawet wobec sojuszników, zawżdy stosują zasadę kija i marchewki. Tyle, że wraz z nastaniem Bidena marchewki dla Polski nie ma, toć i możliwość skrócenia kija trzeba zaznaczyć. (Tak od lat robi Izrael, który wszak choć bez US przestałby pewnie szybko istnieć, to w amerykańskiej polityce jest wiecznym „troublemaker-em”, co google pięknie tłumaczy na polskie „mąciwoda”).

Spójrzmy trzeźwo na pokazujące się dziś analizy a raczej spekulacje o zwijaniu asfaltu przez amerykanów. Lex TVN czy nowelizacji KPA zamykającej mienie bezspadkowe nie było, a Biden/Harris (wbrew Blinkenowi) oddawali spółce niemiecko-rosyjskiej NS2. I to za „bezdurno”.

Bo gdy amerykański korespondent „Faktów” mówi widzom, że stosunki amerykańsko-rosyjskie „nie były tak złe od czasów zakończenia zimnej wojny”, Biden już się pakował do Europy, gdzie najważniejsze i ostatnie było spotkanie – jak sam mówił – z mordercą. Efekt, co przyznaje nawet Amerykanie, de facto nie różni się od tego jaki uzyskał Joseph Borell w Moskwie. Dla nich to klęska, dla nas realne zagrożenie.

TVN był i jest instrumentem amerykańskiej polityki w Polsce i dlatego Amerykanie nie tylko będą go bronić więcej niż oświadczeniami, ale za żadne pieniądze świata nie sprzedadzą go np. Orlenowi. I PiS to wie, dlatego sam wprowadza poprawkę, że go nie kupi żadna spółka skarbu państwa. Politycznie wysyła zaś sygnał, że zobowiązania 2 proc. wobec NATO – tak, zakupy – tak, ale to nie znaczy, że relacja będzie się opierać na – nigdy nieodwołanym, nomen omen, ukazie carskim – „podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak, by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”. Lex TVN to przejechanie się kijem po amerykańskiej klatce – zaproszeniem do rozmów, by upragniony przez Bidena spokój w Europie był.

Na użytek wewnętrzny też jest zyskiem. Ci, którzy zarzucali zbytnią proamerykańskość PiS, sami stają teraz w interesie jednej amerykańskiej firmy. I biją w bęben, ile Ameryka znaczy dla naszego bezpieczeństwa. Przyznają zatem dotychczasowej polityce Kaczyńskiego rację. A jeśli wczorajszej polityce dziś przyznają rację (jak Tusk w sprawie 500+, wysokości wieku emerytalnego), to można sądzić, że jutro przyznają dzisiejszemu raptem lekkiemu sygnałowi, po zwrocie, którego USA dokonują wobec wiernej jej Europie Środkowej (a efekt może być, oby nie, taki jak po wyjściu z Afganistanu).

Swoją drogą widać, jak Kaczyński wykorzystał dobrą koniunkturę za Trumpa. I jeśli ukażą się kiedyś szczere pamiętniki obecnego prezydenta Ukrainy (tak jak poprzednik przyznaje, że błędem było podporządkowanie się żądaniu kanclerz Angeli Merkel by Krymu militarnie nie bronić…), to z pewnością będzie żałował iż nie przekazał Trumpowi danych o interesach Huntera Bidena na Ukrainie. Bo nagrania z hoteli i tak publikuje NY Post (przypadek?), ale dziś, czyli za prezydentury Bidena/Harris, samo istnienie niepodległej Ukrainy nie jest pewne. Co wymaga od nas zbrojenia się. (Co warto przypomnieć nie tylko w przeddzień rocznicy Bitwy Warszawskiej, ale i w 13. rocznice przemówienia ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tibilisi.)

Samo TVN sobie poradzi. Tomasz Wróblewski pisze na Tweetrze, co teraz zrobi Discovery „Sprzeda. Komu? Niezależnemu europejskiemu funduszowi w Luksemburgu. Podpisze z nim klauzule o odsprzedaży na żądanie i umowę o zarządzaniu równowartom kwocie sprzedaży żeby polskie podatki wyszły na zero. Co się zmieni w polskich mediach? Nic”.

Tusk vision

Czy zatem nic się nie stało? Nie do końca. Efekt Tuska jest więcej niż ograniczony społecznie, ale zarezerwowany do wąskiego grona, by znów sparafrazować Michnika do „zoologicznych antypisowców”. Ale daje im wiarę w zwycięstwo partii, która przed chwilą była w stanie politycznego zawału (wynik jednocyfrowy byłby jej nieodracalną śmierciom kliniczną). Tusk roztacza wizje nadchodzącego, mozolnego, ale nieuchronnego zwycięstwa. To mu wystarcza za program. Zwycięstwo może być pyrrusowe (koalicja antypis nie będzie bardziej stabilna niż Zjednoczona Prawica), ale sama wizja sukcesu jest atrakcyjna.

A PiS tego nie miał. I wbrew jego nadziejom Polski Ład tego nie przyniósł. I umówmy się, że nie tylko z powodu postawy wałęsizmu Gowina („za a nawet przeciw”). Ale zakończenie tego brazylijskiego serialu z nim w roli głównej pozwala… przystać na część jego postulatów (czego twarzą może być np. Jadwiga Emilewicz) i – co najważniejsze odzyskać wiarę w kolejne zwycięstwo. Każdy dowódca wie, ile to znaczy na polu walki. A na pewno już Jarosław Kaczyński.

Czytaj też:
Jaki zdradza "prawdę o TVN"
Czytaj też:
Winnicki oburzony zachowaniem TVN i Onetu: Manipulatorzy i propagandyści

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także