Działając na rzecz obrony rodziny przed ofensywą ideologii LGBT, nie powinniśmy zapominać, że sukcesy aktywistów LGBT nie byłyby możliwe bez wcześniejszego kryzysu małżeństwa. Sami zresztą nam o tym przypominają, na co już w 2010 r. zwrócił uwagę Europejski Trybunał Praw Człowieka w ważnym wyroku dotyczącym instytucjonalizacji związków jednopłciowych (sprawa Schalk and Kopf przeciwko Austrii), pisząc: „Strona powodowa dowodzi, że […] w konsekwencji zasadniczych zmian, jakim uległa instytucja małżeństwa, nie ma już żadnego powodu, by parom jednopłciowym odmawiać do niej dostępu”. O tym, jakie to zmiany, pisał chociażby Andrew Sullivan, jeden z protoplastów ruchu sześciobarwnej flagi, wskazując: „Heteroseksualny świat przelotnych związków bez zobowiązań, ze wskaźnikiem rozwodów na poziomie 50 proc. był tym, co poprzedziło homoseksualne małżeństwo”. Żądanie określania związków jednopłciowych mianem małżeństwa jest więc nie tyle (albo nie tylko) przyczyną, co objawem kryzysu tej instytucji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.