Media, które na co dzień głoszą, że Kościół winien trzymać się z dala od spraw publicznych, nie mają zamiaru trzymać się z dala od niego. Zwłaszcza w momencie takim, jak zapowiedź abdykacji papieża. Nagle, okazuje się, że możliwość rezygnacji szefa doczesnej organizacji konkretnego wyznania staje się sprawą wagi światowej. Jeśli więc to tak znaczące, to może i stanowisku takiej osoby należy przyjrzeć się z należytą uwagą?
Inna sprawa, że moje wstępne zdanie należałoby skorygować. Kościół i jego hierarchowie mają się trzymać z dala od spraw publicznych, jeśli demonstrują postawy niewłaściwe, czyli niezgodne z postawami mediów dominujących. Do potwierdzania ich natomiast mają prawo.
Jak jednak opowiedzieć o rezygnacji papieża? – Do 28 lutego Benedykt XVI pozostanie naszym papieżem – deklaruje spiker TVN-24. – Zaraz, zaraz – chciałoby się zakrzyknąć. – Wiadomo, że waszym księdzem jest Kazimierz Sowa, ale Benedykt?
Jednak nie czepiajmy się.
Jacek Pałasiński, którego TVN wybrał na specjalistę od spraw światowych, przyjmuje konwencję sportową w relacji o sprawie: – Watykanolożka, która uczestniczyła w rutynowej ceremonii dotyczącej kanonizacji jakiś tam męczenników, przysypiała jak wszyscy uczestnicy i zupełnie przypadkiem w końcówce wygłaszanego po łacinie wystąpienia papieża coś ją zelektryzowało. Papież zapowiedział swoje odejście! Tak to niezwykła wiadomość mogłaby zostać całkowicie przemilczana! – ekscytuje się Pałasiński.
Nadal w konwencji układa czołówkę peletonu „papabile”. Dla niego czarnym koniem i upragnionym kandydatem pozostaje numer (chyba) szósty, kardynał z Ghany. – Czy jednak Kościół zdobędzie się nad taką odwagę? – retorycznie pyta komentator TVN. Całe szczęście, że w tym wyścigu nie startuje Anna Grodzka.
W poświęconej tej sprawie „Gazecie Wyborczej” zasadniczy materiał „informacyjny” zatytułowany „Pancerny kardynał” pisze gazetowa specjalistka od Kościoła, Katarzyna Wiśniewska. Autorka ta, jak i jej organ, Kościół dzielą zależnie od odległości do „Tygodnika Powszechnego”, który jest biegunem pozytywnym lub O. Rydzyka, który jest biegunem negatywnym chrześcijaństwa. To, że tygodnik krakowski nie jest elementem instytucji Kościoła, a można wręcz zadać pytanie: czy ma z nim jeszcze cokolwiek wspólnego? – znaczenia nie ma. „Tygodnik Powszechny” jest dla autorki wcieleniem dobra, czyli Kościoła otwartego – tak otwartego, że wywiało zeń jakąkolwiek tożsamość – a O. Rydzyk odwrotnie.
We wtorkowym numerze swoimi subtelnymi narzędziami bada Wiśniewska odchodzącego papieża. „Gaf miał Benedykt XVI sporo” – oświadcza. A to skrytykował islam czy teologię wyzwolenia, a to „obrał twardy kurs wobec homoseksualizmu wśród księży”. Ma zresztą papież na sumieniu istne horendum. Jeszcze jako szef Kongregacji Nauki i Wiary: „napisał kontrowersyjny dokument „Dominus Iesus”, który głosi, że pełnia prawdy jest tylko w Kościele katolickim.”
Autorka wskazuje, że Joseph Ratzinger stoczył się dopiero w swoich późnych latach. W czasie Soboru był w gronie „teologów postępowych”. Przy okazji Wiśniewska dzieli się z nami swoim największym odkryciem: „”Przewrót” [Soboru] polegał głównie na uznaniu, że nie tylko duchowni stanowią Kościół/…/”. A naiwni chrześcijanie myśleli, że jasne było to już od Chrystusa.
Inny „wyborczy” specjalista od duchowości, Jarosław Mikołajewski proponuje nam najbardziej rewelacyjną interpretację decyzji Benedykta XVI. Na początku tłumaczy, na jaki Kościół trafił papież: „pedofilia, spadek powołań, afery finansowe księży, jakiś tam ojciec Rydzyk, z którym nie radzą sobie polscy biskupi. Kwestionuje się celibat, kamerdyner z prywatnych komnat wykrada mu tajne informacje. I teraz te dyskusje o tym, czy małżeństwo to tylko kobieta i mężczyzna wyświęceni przez księdza, czy może nie muszą być wyświęceni, a nawet nie muszą być kobietą i mężczyzną.”
To tylko złudzenie, że Mikołajewski porównuje plagi w rodzaju ojca Rydzyka czy pedofilii z propozycją homoseksualnych związków. Te ostatnie to nadzieja. Otóż „postępowy”, oczywiście, arcybiskup Vicenzo Paglia miał się wyrazić relatywnie pozytywnie o związkach partnerskich. Te „niedostrzeżone”, jak ubolewa Mikołajewski, słowa mogły być źródłem decyzji papieża, którą można odczytać – dywaguje „wyborczy” specjalista – jako otwarcie drogi dla postępu w Kościele.
Pozostawmy „Wyborczą” przy nadziei.