Godek: To głosowanie pokaże, kto w Sejmie stoi po stronie lobby LGBT

Godek: To głosowanie pokaże, kto w Sejmie stoi po stronie lobby LGBT

Dodano: 
Kaja Godek w Sejmie
Kaja Godek w Sejmie Źródło:PAP / Paweł Supernak
Będziemy pokazywać, którzy posłowie poszli ręka w rękę z radykalną lewicą i zagłosowali przeciwko projektowi "Stop LGBT" – mówi DoRzeczy.pl Kaja Godek, szefowa Fundacji Życie i Rodzina.

Wczoraj w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu "Stop LGBT". Jaki jest jego cel?

Kaja Godek: Projekt ogranicza homopropagandę w przestrzeni publicznej i zakazuje pewnych zachowań, z którymi mieliśmy do czynienia przez ostatnie miesiące i lata. Obserwowaliśmy, co ruch LGBT robi na ulicy, ale zgłaszając do prokuratury różne nadużycia zobaczyliśmy, że to w ogóle nie jest ta droga i że potrzebne są zmiany prawne. Dlatego napisaliśmy projekt, który realizuje konstytucyjną zasadę ochrony rodziny w trakcie zgromadzeń publicznych. Projekt ma trzy strony i nie ma w nim nic kontrowersyjnego. Mamy np. zakaz manifestowania nago czy zakaz domagania się adopcji przez pary jednopłciowe.

Projekt zakazuje m.in. "wykorzystywania symboli religijnych oraz przedmiotów związanych z praktykowaniem obrzędów religijnych w sposób mogący obrazić uczucia religijne innych osób, w tym poprzez ich artystyczne przetworzenie". Wprowadza też zakaz "posiadania i wykorzystywania artystycznie przetworzonych godła lub barw narodowych" oraz zakaz "uczestnictwa w przebraniach o erotycznym lub seksualnym charakterze".

Proponowana ustawa mówi o przetworzeniu artystycznym w kontekście zagadnień związanych z homopropagandą, wymienionych we wcześniejszych punktach ustawy. Pojawiające się zarzuty, jakoby z powodu tego projektu procesja Bożego Ciała nie mogła wyjść na ulice, a artyści nie mogli więcej malować obrazów o tematyce religijnej, są nieprawdziwe. Jedyna różnica jest taka, że zostaną ukrócone bardzo radykalne ataki lobby LGBT na Kościół katolicki, które widzieliśmy w ostatnich latach.

Wczoraj podczas pierwszego czytania tego projektu w Sejmie padało wiele mocnych słów. Byliśmy też świadkami skandalicznego zachowania polityków Lewicy. Co ciekawe, obradom przewodniczył wicemarszałek Włodzimierz Czarzasty. Jak pani to ocenia?

To, co działo się w Sejmie pokazało, że problem jest głębszy niż nam się wydawało. Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, czy należy hamować zapędy aktywistów LGBT, to niech obejrzy sobie wczorajszą debatę i zobaczy, jak zachowywali się posłowie, którzy sprzyjają temu ruchowi. Widziałam w Sejmie różne sytuacje i debaty, bywałam uczestnikiem gorących dyskusji, natomiast czegoś takiego, co wydarzyło się wczoraj, jeszcze chyba w Sejmie nie było. Byliśmy świadkami prób przerywania wystąpienia, blokowania mównicy, krzyków, a posłowie Lewicy przyszli tłumnie na salę tylko po to, żeby ostentacyjnie wyjść. To naprawdę nie licuje z powagą parlamentu. Wczorajsze wydarzenia wyraźnie pokazały, że homoaktywiści stosują zasadę: "jeśli identyfikuję się jako LGBT, to wolno mi wszystko".

Pojawiają się informacje, że projekt może trafić do tzw. sejmowej zamrażarki, bo PiS nie będzie chciał się nim zajmować. Czy obawia się pani takiego scenariusza?

Nie jestem od wróżenia, co stanie się z projektem i od przewidywania, który poseł co zrobi. Naszą rolą jako strony społecznej jest postawić postulat, zebrać pod nim poparcie i wprowadzić do parlamentu. To się stało i to jest sukces obywateli, że przyszło 140 tys. ludzi, którzy mówią: "tak, my chcemy takich zapisów w prawie". Teraz piłka jest po stronie polityków, a naszym zadaniem jest dbać o jawność życia publicznego i pokazywać wyborcom, co ci politycy robią. Dlatego wyniki głosowania nad tym projektem nie utoną w gąszczu innych głosowań. Ono pokaże, kto stoi po stronie lobby LGBT w Sejmie, a my będziemy pokazywać, którzy posłowie poszli ręka w rękę z radykalną, rozhisteryzowaną lewicą i zagłosowali przeciwko projektowi. To jest rola organizacji społecznych – obserwować i dawać informacje. Wiosną na ulice znów wyjdą parady LGBT i my będziemy organizować kontrmanifestacje, tylko sytuacja będzie zupełnie inna od tego, co było do tej pory. Tym razem będziemy stali z listą posłów, którzy na to pozwolili i którzy odpowiadają za lewackie ekscesy na ulicach.

Krytyczne głosy dot. tego projektu płyną nie tylko z kręgów lewicy, ale również od osób związanych z szeroko pojętą prawicą. Zdaniem Tomasza Terlikowskiego projekt jest niedopuszczalny, a także kontrskuteczny. Jak pani na to patrzy?

Tomasz Terlikowski już dawno nie jest publicystą konserwatywnym, był nim kiedyś. Kto protestuje przeciwko temu projektu, ten popiera przerabianie wizerunku Matki Bożej na narządy płciowe, ataki na kościoły, lewackie ekscesy, demoralizowanie dzieci na paradach i wciąganie je w ruch LGBT, bo parady są narzędziem rekrutacji dzieciaków do konkretnych środowisk. W reportażach, pokazywanych nawet w Telewizji Publicznej, kręconych ukrytą kamerą widzieliśmy, jak nastolatki dostają pieniądze za uczestnictwo w paradach. Równocześnie zaczynają integrować się ze środowiskiem, które jest i będzie szkodliwe dla ich rozwoju. Homopropaganda to głęboka demoralizacja i przeoranie rzeczywistości społecznej po to, żeby na koniec postawić postulat polityczny – homoślubów i homoadopcji. Każdy, kto pomaga lewicy działać, będzie odpowiedzialny za to, co stanie się wkrótce w Polsce w konsekwencji realizacji żądań ruchu LGBT.

Sylwia Spurek napisała na Twitterze tak: "A może to jest już ten moment, kiedy cała opozycja poprze w końcu wszystkie postulaty na rzecz praw osób LGBTIQ? 1. równość małżeńska, 2. nowoczesne prawo do uzgodnienia płci, 3. ochrona przed mową nienawiści, 4. dobra edukacja antydyskryminacyjna, 5. adopcja dzieci". Rzadko się zdarza, żeby o adopcji dzieci mówiło się tak otwarcie, jeśli chodzi o środowisko LGBT.

Ale to jest właśnie ostateczny cel. Popatrzmy, co te środowiska zrobiły w krajach Zachodu, gdzie dostały wszystko, co chciały. Rzeczywiście ostatnim etapem była adopcja dzieci. Dzisiaj widzimy już konsekwencje, dlatego wczoraj w Sejmie było sporo mówione o tym, jak się kończą takie adopcje. Przywoływaliśmy historie, o których mainstreamowe media nie chcą mówić, ale które regularnie wychodzą na jaw. Dzieci adoptowane przez pary homoseksualne bardzo często cierpią – są wykorzystywane seksualnie albo dzieje im się inna poważna krzywda. Mówienie o ofiarach homolobby tak rozwścieczyło lewicę, że aż wyszła z sali plenarnej. Bo lewica działa w taki sposób: jeśli dzieje się krzywda, to należy sprawdzić, kto jest sprawcą. Jeśli ksiądz, to się oburzamy. Jeśli zrobi to członek ruchu LGBT, to bronimy jego, a na krzywdę dziecka nie patrzymy. Straszne...

Czytaj też:
"Może to jest ten moment". Ziemkiewicz odpowiada Spurek ws. LGBT
Czytaj też:
Rzymkowski: Nie mam zamiaru zniżać się do poziomu byłego postkomunisty

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także