Kowalski: Timmermans kłamie. Wysyłam do niego raport

Kowalski: Timmermans kłamie. Wysyłam do niego raport

Dodano: 
Janusz Kowalski, Suwerenna Polska
Janusz Kowalski, Suwerenna Polska Źródło:PAP / Aleksander Koźmiński
Polska nie może zarabiać na systemie EU ETS ponieważ nie można zarabiać na czymś, co charakteryzuje się deficytem – mówi poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: W ocenie wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa Polska zarabia na systemie ETS, a pieniędze z tego systemu powinny być przeznaczane na transformację energetyczną. Czy zgodzi się pan z taką opinią?

Janusz Kowalski: Frans Timmermans wykazał się kompletnym brakiem kompetencji i wiedzy na temat bilansu uprawnień CO2 dla Polski w ramach systemu EU ETS. W tym tygodniu wyślę wiceprzewodniczącemu KE raport z tym bilansem. Raport przygotowałem we wrześniu 2021 roku, pt. ''Luka EU ETS''. Kłamstwem jest stwierdzenie przez Fransa Timmermansa, że Polska zarabia na systemie ETS. Dodatkowo w sposób nieuprawiony taką narrację powtarzają politycy Platformy Obywatelskiej i Lewicy, którzy w mojej ocenie manipulują faktami i nie rozumieją na czym polega ten system.

W taki razie, jak wygląda bilans Polski w systemie EU ETS?

Polska nie może zarabiać na systemie EU ETS, ponieważ nie można zarabiać na czymś, co charakteryzuje się deficytem. Polska per saldo potrzebuje więcej uprawnień, niż otrzymuje ich w ramach bezpłatnego pakietu. Według mojego raportu – liczby mogą trochę różnić się z ostatecznym podliczeniem, które następuje pod koniec roku – Polska potrzebowała około 170 mln ton uprawnień. Mówimy tu o wszystkich instalacjach działających na terenie naszego kraju. Firmy muszą wykupić taką pulę uprawnień, lub zapewnić sobie ich część z bezpłatnej puli, która wynosi około 40 mln ton. To oznacza, że około 130 mln ton polskie firmy muszą kupić, co jest wielkim kosztem dla polskiej gospodarki.

Z drugiej strony budżet państwa ma dochód z około 65 mln ton uprawnień, ale nie jest to dochód firm, które ponoszą koszty. Państwo może sprzedać swoją darmową pulę na giełdzie w Niemczech lub Wielkiej Brytanii i pieniądze z tego dochodu muszą być w połowie wydane na transformację energetyczną. Widzimy, że luka EU ETS, czyli deficyt uprawnień wynosi około 65 mln ton rocznie. To jest empiryczny dowód na to, że Polska nie zarabia na tym systemie, ponieważ więcej musi kupić niż otrzymuje wpływów dla biznesu.

Dodatkowo widzimy, że cena jednej tony bardzo mocno wzrosła.

Zróbmy sobie takie założenie, że całym roku 2022 cena jednej tony wyniesie 80 euro. Jeśli przemnożymy to przez 65 mln ton, otrzymamy około 24-25 mld złotych, które bezpowrotnie zostaną wytransferowane z polskich firm na zakup uprawnień na giełdach w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Pieniądze w żaden sposób nie wrócą do polskiej gospodarki. Polska traci na tym systemie, a warto zaznaczyć, że strata jest podwójna.

Dlaczego podwójna?

Ponieważ polskie firmy mają mniej pieniędzy na inwestycje. Za środki wydane na uprawienie, firmy mogłyby zainwestować w transformację energetyczną. Przykładowo w roku 2020 – nie znamy jeszcze danych za rok 2021 – największy producent energii elektrycznej PGE wydała na zakup uprawnień ponad 6 mld złotych. Gdyby te pieniądze zostały w firmie, to po pierwsze energia elektryczna byłaby tańsza, a po drugie przeznaczono by więcej środków na inwestycje. System EU ETS prowadzi do wysysania środków z Polski, przez co energia elektryczna jest droższa, bo koszty wydatków na uprawienia są przerzucane na odbiorców. Polski rząd ujawnił niedawno, że 59 proc. ceny prądu stanowi koszt zakupu uprawnień do emisji CO2. Mamy do czynienia ze spekulacyjnym para podatkiem. Dlatego Timmermans kłamie, bo doskonale wie, że koszty dla polskiej gospodarki są gigantyczne.

Pojawiają się w tym wszystkim emisje z poprzedniego okresu rozliczeniowego. O co w tym chodzi?

To jest bardzo ważne. W tym roku Polska sprzedaje około 35 mln ton uprawnień z poprzedniego okresu rozliczeniowego czyli 2013-2020. Pieniądze ze sprzedaży tych uprawnień trafiły do polskiego budżetu, jednak dotyczą poprzedniego okresu rozliczeniowego. Wówczas też mieliśmy deficyt. Dlatego w 2022 roku już nie będzie dochodów z poprzedniego okresu rozliczeniowego, które trochę fałszują obraz kiedy patrzymy na bezwzględne liczby. Konkretyzując, wychodzi, że w 2021 roku strata wyniesie około 10-12 mld złotych (doliczając emisje z poprzedniego okresu rozliczeniowego), a w roku 2022 strata wyniesie około 24-25 mld złotych dla polskiej gospodarki. Zgadzam się tutaj z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, który stwierdził, że ten system prowadzi do degradacji polskiej gospodarki, a nasz kraj przestaje gonić państwa UE, ponieważ wysysane z Polski pieniądze nie trafiają do polskiego biznesu.

Czytaj też:
Saryusz-Wolski: Jeżeli Polska się ugnie, to pozostali też się ugną
Czytaj też:
Suski: Koniec z demokracją w Europie, teraz będzie dyktatura Unii Europejskiej

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także