Trwa kryzys na granicy ukraińsko-rosyjskiej, gdzie Kreml zmobilizował nawet 150 tys. swoich żołnierzy wraz z licznym sprzętem. Tym samym Rosja otoczyła terytorium państwowe swojego zachodniego sąsiada z trzech stron – od północy, wschodu i południa.
"Normalny proces"
Zdaniem jednego z rosyjskich dyplomatów, ruchy wojsk Federacji w pobliżu Ukrainy, to "normalny proces", a obawy przed inwazją, to "wrzawa i histeria".
– Jeśli Rosja nie zostanie zaatakowana lub sprowokowana, nie rozpocznie wojny – powiedział Dmitry Polyanskiy w rozmowie z BBC.
Polityk zaznaczył przy tym, iż Moskwa "szanuje suwerenność Ukrainy, ale nie akceptuje ukraińskich zamiarów przystąpienia do NATO, ponieważ infrastruktura Sojuszu na rosyjskich granicach zagrażałaby bezpieczeństwu Rosji".
Atak na Ukrainę?
Szef estońskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Mikk Marran ujawnił, że Rosja nadal rozmieszcza swoje wojska przy granicy z Ukrainą.
– Rosja kontynuuje przemieszczanie swoich wojsk w kierunku granicy z Ukrainą i prawdopodobnie przeprowadzi ograniczony atak militarny na ten kraj – oznajmił w ostatnią środę szef wywiadu Estonii. Jak wskazał, atak mógłby obejmować ostrzał rakietowy i okupację "kluczowego terenu" na Ukrainie. Chodzi o regiony wschodnie.
– W tej chwili oceniamy, że nie zaatakują miast o dużej populacji, ponieważ do kontrolowania tych obszarów potrzeba wielu żołnierzy. Ale nie ma pewności, jaką drogą mogą pójść rosyjskie wojska – oświadczył Marran podczas spotkania z przedstawicielami mediów nt. ewentualnej agresji Federacji Rosyjskiej.
Czytaj też:
Blinken: Jest różnica między tym, co mówi Rosja, a tym, co robi