Podobno w pierwszym tygodniu wojny udaremniono już trzy próby zamachu na życie ukraińskiego prezydenta, podjęte przez wagnerowców i ludzi Kadyrowa. „Walka toczy się tutaj. Potrzebuję amunicji, nie podwózki” – tak Wołodymyr Zełenski miał odpowiedzieć Amerykanom, gdy proponowali, że ewakuują go z Kijowa. Mało kto spodziewał się takiego heroizmu po byłym komiku i celebrycie, który nie tylko w poważnej, lecz także w ogóle w polityce jest zaledwie od trzech lat. Eksperci są właściwie zgodni, że jedną z przyczyn rosyjskich niepowodzeń na froncie w pierwszych dniach wojny było zlekceważenie Ukraińców i samego Zełenskiego. Wielu profesjonalnych polityków z wieloletnim stażem i o zdecydowanie patriotycznych poglądach mogłoby nie wytrzymać ciśnienia i albo uciec, albo skapitulować. A cóż dopiero showman, zaprawiony w walce o dobry humor swoich fanów, a nie o niepodległość i integralność terytorialną własnego kraju.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.