We wtorek ukraiński dozór jądrowy (SNRIU) potwierdził, że w pobliżu elektrowni jądrowej w Zaporożu doszło do detonacji ładunków wybuchowych. Poinformowano jednocześnie, że zdarzenie nie wpłynęło na stan reaktorów jądrowych.
Według informacji przekazanych przez ukraiński dozór jądrowy, wojska rosyjskie wysadziły pociski i miny, które pozostały po ataku na obiekt. Jednocześnie zapewniono, że wybuch nie uszkodził systemów ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa jądrowego.
Państwowa Agencja Atomistyki uspokaja
W komunikacie przekazanym przez Państwową Agencję Atomistyki, podkreślono, że sytuacja radiacyjna w Polsce jest w normie. PAA zapewnia, że prowadzi "całodobowy monitoring".
"Nie odnotowujemy podwyższonych wskazań aparatury pomiarowej, co oznacza brak zagrożenia radiacyjnego. Eksperci PAA analizują także dane monitoringu radiacyjnego z państw europejskich, w tym z Ukrainy – wyniki również są w normie" – napisano w oświadczeniu PAA.
Elektrownia w rękach Rosjan
Elektrownia w Zaporożu zlokalizowana nad brzegiem Dniepru około 550 km na południowy wschód od Kijowa wytwarza około 20 proc. całej energii elektrycznej na Ukrainie. To największa elektrownia atomowa w Europie. Rosjanie zajęli ją 4 marca. W wyniku ostrzału doszło do wybuchu pożaru na terenie elektrowni. Na szczęście ogień udało się szybko opanować.
W komunikacie PAA wskazano, że "ukraiński urząd dozoru jądrowego pozostaje w stałym kontakcie z personelem elektrowni. Na terenie Zaporoskiej EJ obecni są przedstawiciele Państwowej Korporacji Energii Atomowej Federacji Rosyjskiej "Rosatom", ale obiekt jest obsługiwany przez personel EJ". Podkreślono, że "sytuacja radiacyjna pozostaje w normie".
Czytaj też:
Negocjacje Ukraina-Rosja wznowione. Doradca Zełenskiego wskazał główne tematyCzytaj też:
Rosja odpowiada USA. Będą personalne sankcje na Bidena i Blinkena