Na początku mieliśmy demonstracje antywojenne w prawie sześćdziesięciu rosyjskich miastach. Natychmiast rozbiła je policja. Policjanci skupili się na organizatorach, albo przynajmniej osobach uznanych za przywódców. Wystarczyło, że człowiek pomachał transparentem i już się takim prowodyrem stawał. Pobito i potargano tysiące, aresztowano i postawiono przed sądem za naruszanie porządku publicznego i spokoju.
Antywojenni demonstranci to eklektyczna koalicja wywodząca się z rozmaitych orientacji i korzeni. Mamy całe spectrum od rozmaitej maści radykałów do liberałów. W Ameryce nazywają większość z nich „klasą średnią”. Z braku lepszego opisu, można się na to zgodzić. To są ciężko pracujący (często) zwycięzcy rosyjskiej postsowieckiej gospodarki i otwarcia na Zachód. Nie są to zwykle kleptokraci, ale rozmaitego rodzaju profesjonaliści i specjaliści, którym się powiodło w kleptokratycznym systemie. Robili co mogli.