Niemiecki dziennik przytacza szacunki NATO z zeszłego tygodnia, mówiące o tym, że od początku wojny Rosja straciła już ok. 40 tys. żołnierzy, którzy zginęli, zostali ranni, wzięci do niewoli lub zdezerterowali. Ci, którzy pozostają w dyspozycji rosyjskich dowódców, nie prezentują już takich zdolności bojowych, jak przed rozpoczęciem działań wojennych.
"Siły rosyjskie w dużej mierze zakończyły wycofywanie swoich oddziałów bojowych z obwodu kijowskiego i przemieszczają się z Białorusi do Rosji" — czytamy w raporcie o bieżącej sytuacji przygotowanym przez wojskowy think tank Institute for the Study of War (ISW).
"Siły ukraińskie są w trakcie odzyskiwania kontroli nad częściami granicy państwowej w Czernihowie, wcześniej dokonały tego w obwodach kijowskim i żytomierskim. Rosyjskie wojska wycofają się również z osi Sumy, ale nie jest jasne, czy wycofają się aż za granicę, czy też Rosja chce utrzymać tam pozycje po stronie ukraińskiej" – piszą eksperci.
Nowy cel Moskwy
Jak wskazują wojskowi, Kreml, po niepowodzeniu operacji błyskawicznego zajęcia Kijowa i zainstalowania tam marionetkowego rządu, przegrupowuje siły i będzie starał się przeprowadzić dużą operację na wschodzie Ukrainy. Problem w tym, że Rosji zaczyna brakować żołnierzy.
Przed rozpoczęciem wojny z Ukrainą, Rosja dysponowała ok. 120 Batalionowymi Grupami Taktycznymi (BTG). Po ponad miesiącu wojny 20 z nich zostało całkowicie zniszczonych. Inne jednostki utraciły tak wiele sprzętu wojennego, pojazdów i żołnierzy, że bez zastępstwa dla poległych lub rannych oraz bez wymiany lub długotrwałej konserwacji uszkodzonego sprzętu nie nadają się do rozmieszczenia i użycia.
— Siły rosyjskie poniosły straty przekraczające wyobraźnię, niektóre szacunki mówią o 10-15 proc., ja stawiałbym to bliżej 30-50 proc. oddziałów bojowych z pierwszej linii frontu — mówi na przykład Mark Hertling, były głównodowodzący armii USA w Europie.
Według ekspertów, jedynym wyjściem dla Władimira Putina jest ogłoszenie powszechnej mobilizacji i uruchomienie rezerw rosyjskiej armii. To jednak oznaczałoby, że "specjalna operacja wojskowa" na Ukrainie stałaby się pełnowymiarową wojną, przed uznaniem czego broni się Kreml.
Czytaj też:
Wojna na Ukrainie. Rosjanie okupujący Czarnobyl mieszkali w radioaktywnych ziemiankachCzytaj też:
Masakra w Buczy. Niemiecki wywiad ma dowody na kłamstwa KremlaCzytaj też:
Wolski: Nie straszmy, że Rosjanie w kilka dni podeszliby pod Warszawę