Podczas niedawnego wywiadu dla France Inter Radio Le Pen, która za dwa tygodnie w drugiej turze wyborów będzie rywalizowała z urzędującym prezydentem o najwyższy urząd w państwie, powiedziała, że nie chce, aby "Francuzi ponieśli konsekwencje embarga” na rosyjskie ropę i gaz.
Francja, podobnie jak wiele innych krajów europejskich, importuje większość swojego gazu ziemnego rurociągami z Rosji, wykorzystując go do produkcji energii na cele mieszkaniowe i komercyjne.
– Jestem absolutnie za wszystkimi innymi sankcjami – zadeklarowała Le Pen. Kandydatka Zjednoczenia Narodowego spotkała się z krytyką za swoje słowa. Z kolei podczas kampanii wyborczej jej polityczni przeciwnicy wytykali jej zbyt bliskie stosunki z Rosją w czasie trwania wojny na Ukrainie.
Zarzuty o prorosyjskość
Wcześniej liderka ZN wydawała się popierać aneksję ukraińskiego Półwyspu Krymskiego przez Rosję, a w 2017 roku wezwała do zniesienia międzynarodowych sankcji w tej sprawie.
W 2014 roku, kiedy Krym został zaanektowany przez Rosję, jej partia polityczna otrzymała pożyczkę od rosyjskiego banku.
Marine Le Pen uzasadniła swoje stanowisko wobec aneksji Krymu stwierdzeniem, że ówczesne działania Rosji były "inną sytuacją" niż obecna inwazja na Ukrainę i przedstawiła swoje poparcie dla Putina jako odzwierciedlające jej szersze ambicje dotyczące świata „wielobiegunowego”.
Pomimo złagodzenia swojego stanowiska w sprawie opuszczenia Unii Europejskiej i innych kwestii nacjonalistycznych w ostatnich latach, nadal spotyka się z powszechnym sprzeciwem większości francuskiego establishmentu politycznego.
Były prezydent Nicolas Sarkozy ogłosił we wtorek publicznie, że zagłosuje na rywala swojej partii, Emmanuela Macrona i zachęcał do tego innych.
Czytaj też:
Francja: Macron ma większe problemy niż oczekiwał...Czytaj też:
Francuska prawica kręci się w kółkoCzytaj też:
Woś: To niestety cała mentalność Francji