Debatę o Ukrainie poproszę
  • Wojciech GolonkaAutor:Wojciech Golonka

Debatę o Ukrainie poproszę

Dodano: 
Delegacja premierów Polski, Czech i Słowenii na spotkaniu z władzami Ukrainy
Delegacja premierów Polski, Czech i Słowenii na spotkaniu z władzami Ukrainy Źródło:PAP / Andrzej Lange
W średniowieczu powstała sformalizowana forma debaty w postaci „kwestii dyskutowanych”. Celem kompleksowego naświetlania danego zagadnienia w argumentacjach sięgano nawet po najcięższe herezje i błędy, które odgrywały ważną rolę w debatach. Próżno szukać podobnej swobody, gdy idzie o omawianie kryzysu ukraińskiego, choć i w tym tunelu zdaje się pojawiło się światełko. Za oceanem.

Kwestie dyskutowane (Quaestiones disputatae) mogły służyć zarówno do ćwiczeń na uniwersytetach, jak i do egzaminów magistrów. Geniusz tego procederu polegał na tym, że przy okazji poszukiwania odpowiedzi na konkretne zagadnienie studenci wyszukiwali zarzuty bądź trudności, z którymi musiał sobie poradzić mistrz udzielając odpowiedzi na główne pytanie. Piętrzone przez studentów wątpliwości mogły być zresztą dość złośliwe, gdy z pomocą przychodzili im wykładowcy uniwersyteccy rywalizujący z danym mistrzem, ale zastawione nań pułapki pozwalały również jeszcze bardziej uwydatnić jego kompetencje i szeroko omówić poruszany problem. Największym wyzwaniem dla środowisk akademickich były „kwestie dowolne” (quaestiones quodlibetales), w których można było przetestować granice wirtuozji danego wykładowcy.

Ćwiczenia te dawały następnie miejsce spisanym traktatom, by przypomnieć np. „Kwestie dyskutowane o prawdzie” św. Tomasza z Akwinu, w których pojawia się czasem po kilkadziesiąt zarzutów, które Akwinata przytacza przed poruszeniem odpowiedzi na postawione pytanie, a następnie, w świetle udzielonej odpowiedzi, odpowiada na każdy zarzut z osobna. Stąd też wzięła się specyficzna struktura artykułów jego słynnej „Sumy teologicznej”, w których pojawiają się zazwyczaj po trzy trudności mające nakreślić złożoność danego problemu.

Czytaj także