W poniedziałek na placu Zamkowym w Warszawie pojawiły dwa rosyjskie pojazdy zniszczone w trakcie wojny na Ukrainie. Był to element wystawy nazwanej "Za wolność naszą i waszą" przygotowanej w ramach porozumienia pomiędzy KPRM a ukraińskim MON. Na miejscu zgromadzili się przedstawiciele mediów, a przemówienie wygłosił szef KPRM Michał Dworczyk.
Do wydarzenia odniósł się publicysta „Do Rzeczy”. W tekście "Jak w «Mechanicznej pomarańczy»", opublikowanym na łamach strony internetowej pisma "Magazyn Kontra" zwrócił uwagę, że wbrew narracji przedstawicieli rządu jakoby wystawa stanowiła dowód, że "Rosję można pokonać", dowodzi one jedynie, że "Ukraińcy zniszczyli niemałą liczbę rosyjskich maszyn – co wszyscy i bez «wystawy» doskonale wiedzieli". Ocenił zatem, że taki skrót myślowy idzie zbyt daleko.
Warzecha: Chcą odwrócić naturalne emocje
Warzecha Przypomniał, że patrząc na realną sytuację na froncie wojny, "rozjazd pomiędzy rzeczywistością a propagandą staje się coraz wyraźniejszy".
„Propaganda w Polsce stara się za wszelką cenę odwrócić naturalny trend emocji, który od niebywałego wzmożenia – kto mu się przeciwstawiał, ten był natychmiast piętnowany jako niemalże zdrajca – przechodzi do naturalnej troski o naszą własną sytuację. Bliższa koszula ciału – i nic tego nie zmieni. Szczególnie w sytuacji, gdy nie widać na horyzoncie, aby miał się spełnić któryś z wariantów szybkiego zakończenia wojny” – napisał publicysta w swoim tekście.
Namolność przekazu
W dalszej części tekstu Warzecha przypomniał w kontekście wystawy słynną scenę z "Mechanicznej pomarańczy".
"Mnie odrzuca namolność przekazu. Przypomina to trochę słynną scenę z «Mechanicznej pomarańczy» Anthony’ego Burgessa (bardziej znanej ze świetnej ekranizacji Stanleya Kubricka z 1971 r.), w której głównego bohatera posadzono w kinie i założono mu na twarz instalację niepozwalającą zamknąć oczu, po czym zaczęto wyświetlać przez wiele godzin sceny napadów, bicia i gwałtów. W powieści celem była przymusowa resocjalizacja bandyty. W przypadku propagandy takiej jak «wystawa» na Placu Zamkowym celem jest wymuszenie na nas wszystkich, żebyśmy przypadkiem nie uznali, że nasze problemy są przynajmniej tak samo ważne jak wojna toczona na Ukrainie" – podsumował.
Czytaj też:
Wojna na Ukrainie. Mentzen: Musimy zmierzyć się z rzeczywistością