Lisicki: Polskie elity są gotowe przejść nad Wołyniem do porządku dziennego

Lisicki: Polskie elity są gotowe przejść nad Wołyniem do porządku dziennego

Dodano: 
Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy"
Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy" Źródło: PAP / Andrzej Rybczyński
Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki zabrał głos podczas debaty pt. "Wołyń a relacje Warszawa-Kijów. Jak rozmawiać o ludobójstwie w sytuacji wojny na Ukrainie".

– Jeśli przyjrzymy się dziś reakcji dużej części polskich elit, władzy i opozycji, to mam wrażenie, że mamy licytację, kto jest w stanie pójść dalej jeśli chodzi o dystans do swojej własnej przeszłości. To absolutne szaleństwo. Spójrzmy na ciąg wypowiedzi przedstawicieli zarówno rządu, jak i opozycji. Zaczęło się od rzecznika MSZ, który powiedział, że Polska jest sługą Ukrainy. Następnie prezydent w serii wypowiedzi o tym opowiada, że jest lobbystą ukraińskim, że jego głównym zadaniem jest bycie adwokatem Ukrainy na forum międzynarodowym. Czy to jest normalna postawa głowy państwa, która chce się cieszyć szacunkiem? Czy to jest element pewnej obsesyjności? Dalej mamy wystąpienie premiera do polskich ambasadorów, w którym szef rząd mówi, że nie ma suwerenności Polski bez suwerenności Ukrainy. Jest to postawa szalona – powiedział Paweł Lisicki.

Suwerenność uzależniona?

Publicysta wskazał, że żaden inny światowy przywódca nie stwierdził, że suwerenność jego kraju jest uzależniona od suwerenności innego państwa. – Logiczna zasada jest taka, że jeśli tak mówimy, to nie mamy suwerenności. Suwerenność polega na tym, że się ją ma, a nie że ona od czegoś zależy. Takie rzeczy mógłby powiedzieć np. gubernator Kalifornii, ale my nie jesteśmy w tej chwili jednym państwem z Ukrainą – wskazał. Lisicki dodał, że podobną postawę prezentuje opozycja.

– To świadczy o całkowitym lub daleko posuniętym nihilizmie narodowym polskich elit. Jak można formułować politykę własnego narodu, uzależniając ją od interesów obcych? Według Stanisława Michalkiewicza to taka forma podporządkowania się temu, czego wymaga od nas największy sojusznik, czyli USA. Ja uważam, że jakaś presja na Polskę istnieje, ale nie wierzę, aby ten cykl wypowiedzi był tylko efektem nacisków Amerykanów – ocenił naczelny tygodnika "Do Rzeczy".

Paweł Lisicki podkreślił, że kluczowa jest odpowiedź na pytanie, skąd bierze się taka postawa rodzimych polityków. – Z tych wypowiedzi rośnie coraz większa gotowość polskich elit, aby nad Wołyniem przejść do porządku dziennego. Być może jest tak, że poza naciskiem amerykańskim, pojawia się wizja powstania nagłej federacji polsko-ukraińskiej. I konieczne jest cofanie przeszłości. Przeskakujemy historię. I na ołtarzu tego, składamy wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Jest ti podejście absolutnie chore, szalone i radykalnie niebezpieczne – akcentował komentator.

"Przezwyciężenie Wołynia"

Zdaniem Lisickiego, w polskiej narracji historycznej pojawia się coraz częściej zaskakujący wątek. Polega on na tym, że Polacy zaczynają dokonywać z Wołyniem tego, co Niemcy zrobili z nazistami. – Czyli sprowadzamy to, co działo się na Wołyniu, tylko do radykalizmu nacjonalistów UPA, zarządzanych przez Niemców. Wybielić i uznać, że w tym, co się wydarzyło, nie brała ludność ukraińska. Myślę, że tego typu narracja się pojawia i w dużym stopniu będzie dominowała w głównym przekazie.

To oznacza zafałszowanie rzeczywistości: – W ten sposób oddajemy pamięć o ofiarach, które zginęły na Wołyniu, a później w Małopolsce Wschodniej.

Czytaj też:
"Negacjonista wołyński", "złożony na ołtarzu dobrych relacji z Polską". Komentarze ws. odwołania Melnyka
Czytaj też:
Siemaszko: Ludność ukraińska nie była prześladowana w II RP

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także