• Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Geje z kosmosu

Dodano: 
Disney, Zdjęcie ilustracyjne
Disney, Zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP/EPA / CHRISTIAN MONTERROSA
Disney, przez dekady symbol bezpiecznej rodzinnej rozrywki, kroczy dziś obok Netflixa w awangardzie postępu dyktowanego przez środowiska LGBT.

Przedziwna rzecz wydarzyła się w jednym z najnowszych animowanych hitów Disneya „Buzz Astral”. Dla tych, którzy nie oglądali, krótkie objaśnienie – film ten jest nietypową dokrętką do jednej z najpopularniejszych serii kinowych wszech czasów, to znaczy „Toy Story”. Wszyscy pamiętamy historię zabawek walczących o… sens życia, bo do tego sprowadza się ich bój, by nie zostać zapomnianym, by nadal służyć dziecięcym właścicielom (w jednej z części jest to także bój po prostu o fizyczne przetrwanie).

Jednym z głównych bohaterów „Toy Story” jest zuchowata zabawka astronauta Buzz Astral. Zabawka ta to hołd nie dla prawdziwego zdobywcy kosmosu, ale gadżet związany z ukochanym filmem Andy’ego – chłopaka, który był głównym ludzkim bohaterem „Toy Story”. Disneyowski „Buzz Astral” to właśnie ów fikcyjny film z uniwersum animowanej franczyzy. Fabuła jak fabuła, bardziej hołd dla fantastyki „Flasha Gordona”, ale w pewnym momencie pojawia się potężna zagwozdka. Serdeczna przyjaciółka Buzza Astrala (oraz jego dowódca) Alisha Hawthorne wychowuje syna. Co nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że wychowuje go ze swą żoną Kiko.

Przyjmijmy na chwilę punkt widzenia z wewnątrz uniwersum „Toy Story” (wszak do tego nas scenarzyści namawiają, podpowiadając, że „Buzz Astral” to ów nieznany dotąd kawałek historii małego Andy’ego. Akcja pierwszego „Toy Story” rozgrywa się w roku 1995 lub ciut wcześniej (w 1995 r. film miał swoją premierę, a jest to animowana opowieść współczesna o zwykłej amerykańskiej rodzinie). Zatem film, który w dzieciństwie obejrzał Andy – i który zrobił na nim tak wielkie wrażenie – musi pochodzić z tego samego okresu. W owym czasie nie do wyobrażenia było skierowanie do kin familijnego filmu z mamusiami lesbijkami, ja w każdym razie nie przypominam sobie takich ani z „Królestwa Zielonej Polany”, ani z „Pocahontas”.

Cały artykuł dostępny jest w 30/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także