Coś podobnego zdarzyło się, obawiam się, między Polakami a Węgrami. Przynajmniej taki wniosek płynie z reakcji ogółu polskich mediów na ostatnie wystąpienie Viktora Orbána w Băile Tuşnad, którego to szczęśliwie mogłem wysłuchać osobiście. Dlatego – choć to, wiem, zadanie karkołomne – spróbuję pokazać, na czym polega karykaturalność polskich przekazów.
W wystąpieniu Orbána, przejrzyście zbudowanym, polskich odbiorców na pewno najbardziej szokowała skrajnie odmienna ocena wojny. Całe rozumowanie premiera Węgier jest bowiem oparte na założeniach, które w Polsce są powszechnie negowane. Nie chodzi tu przy tym o ocenę moralną niegodziwości rosyjskiej agresji – Orbán wyraźnie powiedział, że opis racjonalny przyczyn konfliktu nie oznacza usprawiedliwienia. Inaczej zatem, niż przedstawiają to polskie media, Orbán ani nie popiera celów Rosji, ani nie uważa, że przemoc jest właściwym sposobem rozwiązywania konfliktów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.