We wtorek po południu w miejscowości Przewodów (powiat hrubieszowski, województwo lubelskie) doszło do wybuchu, w wyniku którego zginęły dwie osoby. Siły rosyjskie prowadziły w tym czasie zmasowany atak na ukraińską infrastrukturę energetyczną.
W odpowiedzi na to zdarzenie zwołano spotkanie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, po którym rzecznik rządu Piotr Mueller poinformował, że sprawę wyjaśniają odpowiednie służby. Jednocześnie zdecydowano, żeby podwyższyć gotowość niektórych jednostek wojskowych oraz zwiększyć gotowość bojową innych jednostek.
Tymczasem według najnowszych doniesień agencji Associated Press (która powołuje się na trzech amerykańskich urzędników), wstępne oceny wskazują, że w Polsce spadł pocisk wystrzelony przez siły ukraińskie w kierunku nadlatującej rakiety rosyjskiej.
Również prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden poinformował partnerów z G7 i NATO, że wybuch we wschodniej Polsce został spowodowany przez ukraińską rakietę obrony powietrznej. W podobny sposób wypowiadał się też Jens Stoltenberg.
Kijów zaprzecza: To nie były ukraińskie rakiety
Ukraina jednak zaprzecza tym doniesieniom. "Opowiadamy się za wspólnym zbadaniem incydentu z lądowaniem rakiety w Polsce. Jesteśmy gotowi przekazać posiadane przez nas dowody na rosyjski ślad. Oczekujemy od naszych partnerów informacji, na podstawie których wysnuto wniosek, że to rakieta obrony powietrznej Ukrainy" – napisał Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.
Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba już wcześniej pisał, że Rosja promuje "teorię spiskową", zgodnie z którą to ukraiński pocisk obrony przeciwrakietowej miał spaść na polskie terytorium. "To nieprawda. Nikt nie powinien ulegać rosyjskiej propagandzie, ani powielać jej przesłania" – stwierdził Kułeba. W podobnym tonie wypowiadał się również prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Czytaj też:
Pieskow ponownie zabrał głos. Pochwalił jeden kraj za reakcjęCzytaj też:
Tragiczny wypadek w Przewodowie. Stoltenberg: To nie wina Ukrainy