• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Pierdołoganizm

Dodano: 
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny Źródło: PAP / Leszek Szymański
Jak szybko mija czas… Dopiero co, pamiętam jak dziś, Zbigniew Ziobro był w Prawie i Sprawiedliwości zdrajcą. Nie pierwszym, ale na pewno największym – zdrajcą, który miał wszystkich zdrajców pod sobą.

Ludzi uznanych za jego sympatyków, czy nawet tylko podejrzewanych o to, że w przyszłości mogą się stać jego sympatykami, „sczyszczano” bezlitośnie – co odczuli zwłaszcza działacze lokalni, dowiadujący się nagle, że zostali wylani „na wszelki wypadek”, bo zbyt gorliwe przyjmowali u siebie zdrajcę, i na nic tłumaczenia, że to w czasach, kiedy zdrajca jeszcze nie był zdrajcą, ale delfinem. A zapaleni pisowcy wyjaśniali knowaniami Ziobry wszystkie porażki partii. Pamiętacie na przykład takiego błaznującego mecenasa, których ośmieszył badanie katastrofy w Smoleńsku teorią, że ruscy rozpylali pod tupolewem hel, żeby zmienić siłę nośną skrzydeł? Gdy kiedyś wspomniałem o tym nieszczęsnym helu, koleżanka, zapalona zwolenniczka, zawsze po linii i na bazie, odparła zimno: „teraz już wiadomo, tego człowieka wprowadził do partii Ziobro”. To wystarczało. Człowiek Ziobry, maski spadły, czy też zostały zerwane – ten pan już więcej niczego nie spieprzy i nie ośmieszy.

A teraz ten sam Ziobro jest w oczach tego samego żelaznego elektoratu boskim substytutem samego Komendanta. Kluczowa dla PiS reforma, która położy ostateczny koniec peerelowi i komunizmowi, tym razem już naprawdę ostateczny – przynajmniej, dopóki nie przejdziemy do jej drugiego etapu – po prostu musi wyglądać tak, że Ziobro jednoosobowo wybierze, mianuje, weźmie pod kontrolę. On, właśnie on, stać się musi najpotężniejszym człowiekiem w Polsce. I choćby uczynił prezesem odzyskanego Sądu Najwyższego tego właśnie mecenasa od helu, będzie to słuszne, albowiem sam Komendant mu zaufał i nakazał ufać nam, a skoro Ziobro z Nim, któż przeciwko niemu?

To pytanie retoryczne, ale odpowiem – na podstawie licznych opinii, którymi po moich wezwaniach do prezydenckiego weta „lud pisowski” zalał mi „tajmlajny”. Przeciwko oddaniu całej władzy nad wymiarem sprawiedliwości w ręce Ziobry są zdrajcy narodu, farbowane nomen omen lisy, „rozkraczeni”, agenci PO i jeszcze od PO gorszego Kukiza, oraz wszelkiego rodzaju postkomunistyczne złogi, na czele z tym zdrajcą Dudą.

Tak, mówimy o tym Dudzie, do niedawna uwielbianym naszym prezydencie, który przywrócił Polsce godność i prawidłową narrację historyczną. Tym wyróżnionym znakami na niebie i ziemi, takimi jak uratowanie hostii. Okazało się, że łono, które go wydało, nie było wcale błogosławione, ale czarne jak sumienie Hanny Gronkiewicz Waltz. I to wszystko odmieniło się w jednej chwili, za sprawą jednego – no dobra, dwóch – niezłożonych przez zdrajcę podpisów. Tymi dwoma niezłożonymi podpisami komunizm został w Polsce obroniony, a szanse na kluczową reformę ustrojową definitywnie przepadły. Wróć! – definitywnie przepadły tylko do czwartku. W czwartek Komendant zapowiedział przecież, że reforma jednak dokonana zostanie. No, niby logiczne, bo przecież PiS nadal ma w Sejmie i Senacie większość, a Prezydent wetując powiedział bardzo konkretnie, dlaczego wetuje – ani słowem nie podważając głównych założeń reformy, a tylko wskazując, po pierwsze, na niedoróbki, a po drugie, na nadmierne wyniesienie ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego kosztem konstytucyjnych prerogatyw prezydenta.

Ale przez tych kilka dni zastanawiał mnie wybuch histerycznego fatalizmu: przepadło! Nie będzie reformy sądów, już nigdy nie będzie! Szansa została zmarnowana! Tak jakby najwierniejsi wyznawcy PiS sami byli święcie przekonani, że ich partia nie jest w stanie wydusić z siebie żadnego lepszego projektu niż ten, o którym były premier Jan Olszewski (też pewnie zdrajca, podobnie jak Zofia Romaszewska i abp. Gądecki… Swoją drogą, słodko i zaszczytnie jest być na takiej liście „zdrajców narodu”) orzekł jednoznacznie: „nie nadający się do podpisania bubel”. Mam rozumieć – to był bubel na miarę naszych możliwości, innego nie urodzimy, więc jeśli ten zdrajca Duda na poważnie uparł się wetować niekonstytucyjne buble, to już po „dobrej zmianie”!!!

Muszę przyznać, że jeśli tak na to patrzeć – ten lament rzeczywiście ma sens. Bilans „dobrej zmiany” jest dodatni po stronie ściągalności podatków i w ogóle przeczyszczenia gospodarki z toczących przez lata jej trzewia pasożytów, co od razu poskutkowało zauważalną poprawą ogólnej kondycji. Ale to nie wymagało znaczących zmian legislacyjnych – gdyby było inaczej, i ten sukces mógłby po prawie dwóch latach rządów wciąż pozostawać w pałerpojncie. Tam natomiast, gdzie obiecywano trwałe, systemowe zmiany, mające zapobiec temu lub owemu… Ustawa o handlu ziemią dała tyle, że PiS nagrabił sobie na wsi (jak jeszcze dołączy do niej zakaz hodowli zwierząt futerkowych, to wyprowadzi PSL z grobu niczym Jezus Łazarza, wprost na wybory samorządowe), natomiast wyprzedaż ziemi w obce ręce jak szła, tak idzie nadal, sklecone po amatorsku prawo w niczym tu nie przeszkadza. Podatek od sklepów wielkopowierzchniowych to już żart, podobnie jak ustawy mające zapobiec wyprowadzaniu zysków spod polskiego opodatkowania przez międzynarodowe koncerny. Jeszcze lepszym żartem jest przypominanie, że PiS od 20 miesięcy rodzi w bólach i bez powodzenia kolejne pomysły na opłatę audiowizualną albo przynajmniej ściągnięcie abonamentu – skądinąd, świetny prognostyk dla obiecanej przez Komendanta na jesień operacji „dekoncentracji” mediów. Symbolem sejmowej sprawności może służyć tylko ustawa o aptekach, której pierwszą ofiarą padł, co za schadenfreude, jeden z odpowiedzialnych za nią lobbystów. Z drugiej strony, prezydencka ustawa dla frankowiczów też nie pozwala na zapowiedziane za dwa miesiące projekty czekać z ufnym spokojem.

Jedyna nadzieja, że może nie trzeba będzie żadnego merytorycznego projektu pokazywać, bo niezawodna małpiarnia „opozycji totalnej” ruszy w porę z kolejnym „puczem” i „viribus unitis” wszystko znów uda się sprowadzić do przećwiczonej wielokrotnie nawalanki sił patriotycznych z ulicą i zagranicą.

Co tu gadać – Legiony sprawdzają się jak trzeba walczyć w okopach albo na miesięcznicach, ale do rządzenia państwem i budowania struktur oraz procedur demokracji nadają się jak Felicjan Sławoj Składkowski z Edwardem Śmigłym Rydzem. Przepraszam za te ciągłe historyczne analogie – chociaż właściwie nie, ja za nie przepraszać nie będę, niech to robi rządząca grupa rekonstrukcyjna Sanacji. W tamtych czasach Cat Mackiewicz pisał – nie tylko o Sanacji, ale o jej równie beznadziejnej opozycji – iż coś takiego tkwi w polskiej ziemi albo powietrzu, że tutaj Rebespierre może być tylko Kostkiem Biernackim. Dziś pewnie by napisał, że tutaj majdan może być tylko ciamajdanem, a erdoganizm – pierdołoganizmem.

A wracając do prezydenckich wet – liczni komentatorzy wyrabiają dziś wierszówkę zastanawiając się, jak to wpłynie na reelekcję prezydenta, i czy może PiS go nie poprze i wystawi innego kandydata. Kochani, o czym wy, wybory prezydenckie w 2020, za trzy lata! Do tego czasu może się jeszcze okazać, i to kilka razy w tę i we w tę, że to Ziobro zdrajca, który działając celowo i w porozumieniu ze złogami napisał ustawę-bubel celem sabotażu kluczowej reformy, co Komendant udaremnił sprytną kombinacją operacyjną z udziałem najwierniejszego z wiernych i naturalnego następcy, Prezydenta – i w ogóle tego Ziobrę tylko pozornie zrobiono ministrem i pozornie mu powierzono kluczową reformę, żeby mu maska spadła, dzięki tej genialnej operacji oczyszczając szeregi. A może być jeszcze inaczej.

I jedno jest w tym naprawdę wzruszające – ta niezmienna gorliwość, z którą każda zmiana narracji zostanie podchwycona i gorliwie poparta przez brygadę żelaznych wyznawców.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także