W niedzielę, 4 czerwca odbędzie się marsz zapowiadany przez Donalda Tuska i Platformę Obywatelską. Z powodu braku jasnego zaproszenia dla pozostałych liderów opozycji, demonstracja wywołała podziały wśród przeciwników PiS-u, jednak ostatecznie, prawdopodobnie większość liderów ugrupowań opozycyjnych pojawi się w niedzielę na proteście.
"Z tego rodzaju zamieszania cieszą się w Rosji"
– Na marszu będę. Nie wiem, czy przejdę całą trasę. Raczej nie. W gronie starszych państwa będziemy na finale, a być może, pod Niespodzianką (dawną kawiarnią Niespodzianka, na Placu Konstytucji w Warszawie - red.), zgodnie z tradycją – potwierdził były prezydent Bronisław Komorowski.
– Idę robić prodemokratyczny tłum – dodał polityk, w rozmowie z dziennikarzem Radia ZET.
– Pójdę z wielu istotnych powodów. Tak powinno się (zrobić - red.) w sytuacji zagrożenia demokracji w Polsce, jakie stworzył prezydent Andrzej Duda podpisem pod ruską ustawą. Z tego rodzaju zamieszania cieszą się w Rosji. Na rękę Putinowi? Oczywiście, że tak – tłumaczył polityk. Komorowski odniósł się w ten sposób do decyzji prezydenta Dudy, który w poniedziałek poinformował, że podpisze ustawę o powołaniu państwowej komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów w Polsce w latach 2007-2022, jednocześnie odsyłając ją w trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego.
Były prezydent zgodził się także ze zdaniem prowadzącego program dziennikarza, że "im większa nawalanka w Polsce, tym na Kremlu bardziej się cieszą". – Oczywiście, że tak – mówił Komorowski.
Komorowski o zjednoczeniu się opozycji
– Idę w marszu, bo coś się zmieniło. Podpis prezydenta Dudy? Też ma istotne znaczenie – tłumaczył polityk. – Pomimo nie najbardziej eleganckiej formy zaproszenia, liderzy innych partii opozycji demokratycznej przeszli nad tym do porządku dziennego, że nie są elegancko zaproszeni i idą – dodał Komorowski.
Jak podkreślił dalej były prezydent, jego zdaniem podpis Dudy pod ustawą o badaniu rosyjskich wpływów "stworzył sytuację resetu konkurencji, konfliktów, nieporozumień między środowiskami opozycji demokratycznej".
– Wiem, że jest nieprawdopodobny wzrost aktywności środowisk, które chcą zademonstrować niezgodę na politykę pisowskiego rządu i masę ludzi wybiera się do Warszawy – stwierdził polityk. – Wcześniejsze marsze, te na tle kwestii kobiecych, obrony przed zawłaszczeniem TK dodawały paliwa politycznego i siłom demokratycznym i ludziom. Jak ludzie idą w tłumie, czują, że są silni. I niech tak będzie do wyborów. A nawet i dalej – podsumował były prezydent.
"Była słuszna, ale się nie udała". Były prezydent o relacji z Rosją
W programie "Gość Radia ZET" padło też pytanie o kontakty na linii Warszawa-Moskwa w czasie prezydentury Komorowskiego.
– Czy z perspektywy czasu, brutalnej napaści Rosji na Ukrainę i haniebnych gróźb wysuwanych przez Miedwiediewa (byłego prezydenta Rosji, Dmitrija Miedwiediewa - red.) wobec całego NATO, również Polski, potrafi pan panie prezydencie przyznać, że próba resetu relacji z Rosją była błędem, a pan jako prezydent wydatnie przyłożył się do tego błędu? – zacytował pytanie internauty prowadzący program Bogdan Rymanowski.
– Nie, nie była błędem. Była słuszna, ale się nie udała – przyznał w odpowiedzi polityk.
– Nie udała się między innymi dlatego, że prezydentem został Putin, który całkowicie wyjaśnił intencje rosyjskie w stosunku do Europy Wschodniej. Wcześniej cały świat oczekiwał od Polski, że nie będziemy psuli relacji świata zachodniego z Rosją, a ja oprócz tego zawsze uważałem, że tak jak nam się udało kiedyś porozumienie (...) z Niemcami, z Ukraińcami, to trzeba także starać się o to, żeby takie pojednanie było możliwe i z Rosjanami – tłumaczył były prezydent.
– Jestem pewien, że jak Putin przegra i zmienią się układy w Rosji, to ten temat wróci – dodał Komorowski.
Czytaj też:
"Znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora". PiS o marszu 4 czerwcaCzytaj też:
Media: Wiemy, kto odpowiada za spot PiS