Iga Świątek na Roland Garros dokonała tego, co udało się nielicznym zawodniczkom tenisowym – obroniła tytuł mistrzyni sprzed roku. Po raz trzeci (bo wygrała też w 2020 r.) odebrała puchar dla najlepszej na ziemnych kortach. O tym, jak doniosłym osiągnięciem w kobiecym tenisie jest utrzymanie paryskiego tytułu, najlepiej świadczy to, że ostatnią zawodniczką, której się to przed Igą udało, była Belgijka Justine Henin i na powtórkę jej wyczynu trzeba było czekać 16 lat. Przed nimi obrona tytułu udawała się także tylko największym gwiazdom dyscypliny – m.in. czterokrotnie Francuzce Suzanne Lenglen (to jej imię nosi dziś druga największa arena tenisowa Roland Garros), trzykrotnie Amerykance Chris Evert, dwukrotnie Jugosłowiance Monice Seles oraz Niemce Steffi Graf.
Zwycięstwo to nie przyszło łatwo. I nie chodzi tu o to, że w finałach zdarzają się łatwe mecze – do finału zawsze trafiają najlepsi w turnieju. Jednak zderzenie z Czeszką Karoliną Muchovą spowodowało, że triumf 22-letniej Polki wisiał na włosku. O ile zaczęło się od znacznej dominacji Polki i łatwo wygranego pierwszego setu 6:2, o tyle w drugim secie, gdy wszystko wydawało się już prawie jasne przy stanie 3:0 dla Polki, wszystko zaczęło się sypać. Iga przegrywała gem za gemem. Przegrała drugiego seta i była w
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.