W piątek Krzysztof Daukszewicz przekazał, że nie zamierza wrócić do prowadzenia programu "Szkło kontaktowe" w TVN24. "Uważam, że po tym, co przeżyłem ja i moja rodzina w ciągu ostatnich tygodni, nic już nie będzie takie samo" – stwierdził artysta kabaretowy.
W niedzielę na portalu społecznościowym Facebook Krzysztof Daukszewicz opublikował wiadomość, jaką otrzymał do Roberta Górskiego. Satyryk przekazał, że rezygnuje z udziału w programie "w ramach niezgody na podobieństwo TVN24 do TVP Info" oraz stwierdził, że stacja TVN24 "niszczy niewinnego człowieka". Z programu zrezygnował również Artur Andrus. Z kolei prowadzący program Tomasz Sianecki przekazał, że nie ma zamiaru rezygnować z pracy w "Szkle", ale też się solidaryzuje z Daukszewiczem.
Przypomnijmy, że cała afera ma źródło w niezręcznym żarcie, jaki pod adresem Piotra Jaconia wypowiedział Krzysztof Daukszewicz. Chodziło o osoby "trans", a taką jest dziecko dziennikarza.
Jacoń: Dostałem SMS-a
Do sprawy, za pomocą Instagrama, odniósł się Piotr Jacoń. Wskazał, że wrócił z planowanego od dawna urlopu. "Okazało się, że w tym czasie zniszczyłem rodzinę Pana Krzysztofa" – ironizuje.
Dalej dziennikarz nakreśla kontekst całej sytuacji. Wydawało się, że konflikt został załagodzony. "Z Panem Krzysztofem rozmawialiśmy dwa dni po 'tamtym' incydencie. Jego żona pisała wtedy na FB o hejcie, jakiego doświadczają. Wysłałem esemesa z pytaniem, czy mogę zadzwonić. Pół godziny później oddzwonił on. Był w drodze do warsztatu na wymianę opon. Zapytałem, jak się ma. 'Ja, panie Piotrze, jestem stary Litwin' – odpowiedział. 'Daję radę'. Wróciliśmy do tego, co się wydarzyło. Kto, co powiedział i jak to zrozumiał. 'No dobrze, Panie Piotrze, ale jakie konkluzje?' – zapytał w końcu. Ja na to, że chyba najważniejsza jest ta, iż umiemy ze sobą rozmawiać. Zgodził się. Skończyliśmy żartem, że teraz, gdy się gdzieś spotkamy w towarzystwie, będziemy ostentacyjnie wpadać sobie w ramiona. By pokazać, jak to się robi, gdy ludzie się dogadują. O tej rozmowie napisałem w poście. Wtedy, cztery tygodnie temu. Dla przykładu. Żona Pana Krzysztofa popłakała się ze wzruszenia, gdy usłyszała o telefonie ode mnie. Z radości i ulgi. Napisała o tym w komentarzu na moim profilu na IG. W odpowiedzi wysłałem Jej pozdrowienia" – opisuje Jacoń.
"To było miesiąc temu. Potem nie było mnie w kraju. Do sprawy nigdzie publicznie nie wracałem. Ale sprawa wróciła kilka dni temu wraz z tym esemesem: 'Panie Redaktorze, może już Pan wracać do pracy. Niech się Pan nie boi, mnie w TVN 24 już nie ma. Jednego ksenofoba na Pana drodze mniej. Zostali jeszcze Kaczyński i Czarnek. Z nimi będzie ciężej, ale życzę sukcesu. Ps. Co sprawia przyjemność kiedy z ofiary człowiek zamienia się w kata? Ciekawi mnie to. Życzę sukcesów i na tym polu. Z szacunkiem. Krzysztof Daukszewicz'" – relacjonuje dziennikarz.
"Miesiąc temu napisałem: szukajmy sojuszników a nie wrogów. Podtrzymuję" – zaznacza Piotr Jacoń.
Czytaj też:
Tomasz Lis o LGBT: Polityczno poprawne szaleństwo zaszło za daleko