Być może najważniejszym z tego punktu widzenia wyborem była jego decyzja o powołaniu na urząd prefekta Kongregacji Nauki Wiary arcybiskupa Victora Manuela Fernandeza z Buenos Aires, który sam mówił o sobie, że jest jeszcze bardziej progresywny niż Franciszek (to nie żart) i którego wypowiedzi jego poprzednik na tym samym stanowisku, kardynał Gerhard Mueller, uznawał za heretyckie. Wśród różnych opinii wygłaszanych przez Argentyńczyka pojawiła się bowiem i taka, że związek Rzymu z następcami Piotra jest przypadkowy i gdyby tylko któryś z nich chciał, mógłby wybrać na miejsce urzędowania dowolną diecezję na świecie. Nie jest to zapewne, przynajmniej tak może się wydawać na pierwszy rzut oka, rzecz najważniejsza, tym nie mniej kardynał Mueller ma rację, że pogląd ten jest sprzeczny z nauką Kościoła rzymskiego. Znacznie bardziej szokującą rzeczą jest zapowiedź błogosławienia par homoseksualnych. To jest faktycznie w ścisłym tego słowa znaczeniu herezja.
Nie zaskakuje zatem, że arcybiskup swego czasu zasłynął książką o zaletach i formach całowania się (wielu krytyków sądzi, że jest w niej dość dziwna fascynacja erotyzmem i to nie tylko, nazwijmy to tak, heteronormatywnym). Teraz hierarcha uważa, że książka była to nie do końca udaną formą ewangelizowania młodych ludzi. Podjął ją jako młody ksiądz, intencje miał dobre. Czy faktycznie chodziło o błędy młodości, czy o coś głębszego trudno orzec. Na pewno arcybiskup będzie reprezentował wszystko to co Franciszek, tylko bardziej. Jak bardzo bardziej o tym się wkrótce, bo już od września, przekonamy.