Damian Cygan: Politycy obozu rządzącego ostro krytykują "Zieloną granicę" Agnieszki Holland, ale czy nie jest tak, że ten film i moment jego premiery to prezent dla PiS?
Andrzej Anusz: Producenci i reżyser nie mogli wymarzyć sobie lepszego momentu, bo mają wielką bezpłatną promocję swojego filmu. Natomiast nie ma co ukrywać, że "Zielona granica" wpisuje się w bieżącą kampanię wyborczą.
Opozycji nie wypada się dystansować od tego filmu, zwłaszcza że Agnieszka Holland publicznie mówiła, że popiera Platformę Obywatelską. Zatem w całym tym konflikcie wokół filmu PO musi stać w obronie Holland, co zresztą robi.
Z kolei obóz rządzący, który staje po stronie funkcjonariuszy Straży Granicznej i służb mundurowych, moim zdaniem więcej na tym zyskuje niż traci.
Niemcy zdecydowały się wzmocnić kontrole na granicy z Polską. Czy to nie jest potwierdzenie tego, że jeśli chodzi o nielegalnych migrantów, to rację miał polski rząd?
Z danych niemieckich wynika, że z ponad 200 tys. wniosków o azyl tylko około 600 pochodziło z Polski. Zatem mówienie, że przez nasz kraj przeszła jakaś ogromna liczba migrantów do Niemiec, to jest po prostu nieprawda. Polska jest państwem granicznym UE i widać, że twarda polityka, zapora na granicy z Białorusią dają efekty.
Natomiast jeśli chodzi o Niemcy, to zaostrzenie kontroli na granicach ma też przyczyny wewnętrzne. Wiemy, że AfD rośnie w siłę, a SPD, czyli partia kanclerza Olafa Scholza, słabnie. Scholz zorientował się więc, że musi pokazać społeczeństwu bardziej twarde stanowisko w tej kwestii.
Tymczasem opozycja w Polsce próbuje pokazać, że sytuacja na granicy polsko-niemieckiej związana jest z aferą wizową, ale w rzeczywistości cała ta sprawa ma dużo szerszy kontekst.
Czy realny jest scenariusz, w którym Ukraina sprzymierzy się z Niemcami przeciwko Polsce? Pojawiły się plotki, jakoby Kijów miał grać z Berlinem na obalenie rządu w Warszawie. Po co Ukraina miałaby działać na rzecz zmiany władzy w Polsce, która tyle dla niej zrobiła od początku wojny?
Paradoksem jest to, że na dwa i pół tygodnia przed wyborami napięte relacje z Ukrainą, zwłaszcza w kontekście embarga na zboże, służą PiS, bo widać, że mamy przepływ między wyborcami – część, która deklarowała głosowanie na Konfederację, jest już w tej chwili w PiS.
Partia Jarosława Kaczyńskiego jest teraz maksymalnie zmobilizowana i myślę, że będzie dążyć, żeby tę mobilizację utrzymać do końca. Jedyną rezerwą, którą PiS może jeszcze pozyskać, to są właśnie wyborcy sceptyczni wobec kwestii ukraińskiej. I teza, że relacje polsko-ukraińskie utrudnią PiS wygranie wyborów, jest w moim odczuciu błędna. Uważam, że jest dokładnie odwrotnie.
Natomiast dopiero przed nami jest dyskusja na temat wejścia Ukrainy do UE i roli w tym Niemiec, które będą próbowały zbudować taką koalicję, żeby Ukrainę przyjąć, ale w zamian za większą federalizację Unii. Może być tak, że Polska będzie musiała zapłacić cenę za to, żeby pomóc Ukrainie wejść do UE i tę cenę Niemcy będą chciały Polsce podyktować.
Pytanie, jaki rząd powstanie po wyborach w Polsce, bo wiadomo, że rząd z udziałem PiS podejdzie do tego problemu zupełnie inaczej niż rząd, w którym będzie PO.
Czytaj też:
Musiałek o Ukrainie: Zadziało się tyle złego, że nie wrócimy już do takich relacji, jakie mieliśmy