Ostatnia ofensywa generała Załużnego?
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Ostatnia ofensywa generała Załużnego?

Dodano: 
Gen. Wałerij Załużny, naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy
Gen. Wałerij Załużny, naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Źródło:PAP/EPA / GLEB GARANICH / POOL
Zapowiadana przez Ukraińców od początku roku wielka wiosenno-letnia ofensywa, po odniesionych niewielkich sukcesach, na początku jesieni utknęła w Obwodzie Zaporoskim.

Nie osiągnięto żadnego z planowanych celów, czyli przebicia się do Morza Azowskiego, rozcięcia rosyjskiego ugrupowania na południu Ukrainy na dwie części i ataku na Krym. Ukraińcy zdołali gdzieniegdzie przebić się przez pierwszą linię obrony Rosjan, włamując się, co najwyżej na kilkanaście kilometrów w głąb.

Ofensywę, a zarazem perspektywy dalszych działań ukraińskich sił zbrojnych podsumował na początku listopada na łamach „The Economist” naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy. Wywiad, jakiego udzielił gen. Wałerij Załużny odbił się szerokim echem, trudno tam jednak szukać recepty na wygranie wojny.

Polityczna ofensywa

Uzasadnienie dla rozpoczęcia ofensywy było głównie polityczne. Ukraina nie miała odpowiedniej ilości ludzi i sprzętu, zwłaszcza ciężkiego i lotnictwa. Jednak odpowiedzialnym za jej zaplanowanie, wybór momentu rozpoczęcia i prowadzenie był dowódca wojskowy, czyli gen. Załużny. Operacja miała oczywiście cele militarne. Po bardzo udanej operacji w obwodzie Charkowskim latem zeszłego roku mogło się wydawać, że również na południu Ukrainy zdemoralizowani Rosjanie oddadzą pola. Osiągnięcie choćby minimalnych celów diametralnie zmieniałoby sytuację operacyjną. Przepołowione rosyjskie ugrupowanie Ukraińcy mogliby atakować z obu stron. Most Krymski znalazłby się w zasięgu ukraińskich rakiet. Odcięte od zaopatrzenia rosyjskie jednostki na lewym brzegi Dniepru znalazłyby się w potrzasku i zapewne musiałyby się wycofać. Takie zwycięstwo, wraz ze zdobyczami terytorialnymi i rosyjskimi stratami w ludziach i sprzęcie dałyby Ukraińcom mocne podstawy do rozpoczęcia negocjacji przed rozpoczynająca się zimą. Można byłoby liczyć na dalsze wsparcie Zachodu, zarówno materialne, jak i polityczne.

Niepowodzenie sprawiło, że Ukraina staje przed perspektywą toczenia długotrwałej wojny na wyczerpanie z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem. Ewentualnie rozpoczęcia rozmów pokojowych na bardzo niekorzystnych warunkach, oznaczających przegraną i niepewne dalsze losy państwa.

Kto zawinił

W wywiadzie gen. Załużny przyznał, że to on ponosi odpowiedzialność za wykonane przed ofensywą oceny wskazujące, że Rosjanie wycofają się z wojny po stracie 150 tys. żołnierzy. Przyznał, że plany zakładały posuwanie się o 30 km dziennie przez rosyjskie pola minowe, a cała operacja miała zająć około 4 miesięcy. Ukraiński dowódca wskazał też na leżące - według niego głównie po stronie rosyjskiej -przyczyny niepowodzeń.

Podstawową miał być brak przewagi powietrznej. Zarówno doktryna wojskowa NATO jak i Rosji zakłada, że skuteczne działania na lądzie możliwe są jedynie przy dominacji w powietrzu. Tymczasem Ukraina ze swoim stosunkowo niewielkim lotnictwem wojskowym nie była w stanie jej wywalczyć. Mimo kilkukrotnej przewagi nie była w stanie też tego zrobić Rosja. Ukraina skutecznie potrafiła ją powstrzymać obroną przeciwlotniczą. Przed wojną jedną z najsilniejszych w Europie. W czasie wojny została ona wzmocniona przez dostarczone przez Zachód dodatkowe uzbrojenie i pociski. Między innymi z tych względów do rozpoznania i kierowania ogniem obie strony masowo wykorzystują tańsze i trudniejsze do wykrycia i zniszczenia drony.

Drugą z przyczyn mają być rozciągające się na dużych obszarach rosyjskie pola minowe. Ich neutralizacja jest bardzo trudna. Pola są nieustannie dozorowane przez rosyjskie bezpilotowce, które natychmiast ściągają ataki na przystępujące do pracy ukraińskie zespoły rozminowania. Ubytki są niezwłocznie uzupełnianie przez wydajne i precyzyjne systemy minowania narzutowego jak „Ziemliedielje”. Ukraińcy zresztą stosują podobną taktykę.

Ciągle podstawowe znaczenie ma rosyjska artyleria lufowa i rakietowa, nawet starszych i mniej precyzyjnych typów, za to używana w dużych ilościach. Rosjanie mają tu dużą przewagę. Zwiększyli też produkcję amunicji precyzyjnej kalibru 122 mm „Krasnopol”. Z tych względów w rosyjsko – ukraińskim pojedynku artyleryjskim ma się utrzymywać względna równowaga, gdzie większa ilość systemów rosyjskich równoważona jest przez większą precyzję i zaawansowanie techniczne Ukraińców, dysponujących zachodnim sprzętem. Bardzo skuteczne w atakowaniu celów naziemnych są rosyjskie drony „Lancet” i „Orłan”.

Dużą rolę mają odgrywać kwestie związane z mobilizacją. Rosja ma w tym względzie ponad trzykrotnie większe zasoby, ograniczane jednak możliwościami szkolenia i wyposażenia w sprzęt i uzbrojenie. To, że Putin na razie nie ogłasza generalnej mobilizacji ma wynikać z chęci uniknięcia kryzysu politycznego przed nadchodzącymi wyborami. Ukraina z kolei dawno ją ogłosiła, ale jej możliwości ograniczane są nie tylko liczbą poborowych w kolejnych rocznikach, ale i zdolnościami ich wyszkolenia a zwłaszcza prawnymi sposobami unikania służby wojskowej.

Ostatnią z przyczyn, jaką wymienia generał jest prowadzona przez Rosjan walka radioelektroniczna (WRE). Rosjanie na długo przed agresją na Ukrainę rozwijali ten rodzaj działań. W 2009 r. powstał specjalny rodzaj wojsk, który wyposażano w najnowszy sprzęt, używany aż do szczebla taktycznego. Na osiach ataku pod Kupiańskiem i Bachmutem, gdzie toczą się ciężkie walki, Rosjanie zorganizowali wielowarstwowy system walki elektronicznej, którego elementy nieustannie się przemieszczają, uniemożliwiając ich zniszczenie. Sprzęt WRE Ukrainy w chwili rozpoczęcia wojny w 65% był pochodzenia jeszcze sowieckiego. Obecnie, po wprowadzeniu do użytku jego nowych rodzajów i wykorzystaniu wojennych doświadczeń miała się ustalić w tym względzie krucha równowaga.

Załużny w żaden sposób nie wspomniał, że Ukraina przegrywa wojnę. Podkreślił natomiast, że Rosja nie może doprowadzić do przełamania impasu. I to pomimo przewagi we wszystkich obszarach prowadzenia działań. Rosjanie nie potrafią zrealizować zadań nałożonych przez kierownictwo polityczne państwa i sztab generalny. Dzieje się to jednak kosztem ogromnego poświęcenia i strat ponoszonych przez Ukraińców.

Powrót do Wielkiej Wojny

Generał w wywiadzie wspomina, jak podczas ofensywy, bezskutecznie poszukując sposobu na przełamanie rosyjskiej obrony kazał odszukać książkę sowieckiego generała Pawła Smirnowa z 1941 r. „Przerwanie umocnionej pozycji”, którą pamiętał jeszcze ze szkoły oficerskiej. Czytając ją ponownie doszedł do wniosku, że obecne ukraińsko – rosyjskie zmagania bardzo przypominają sytuację na froncie zachodnim w czasie I wojny światowej. „Postęp technologiczny sprawił, że nie można się posunąć. Obie strony widzą wszystko, co robi przeciwnik. Aby przełamać ten impas, potrzeba czegoś nowego, jak proch wynaleziony przez Chińczyków, a którego używa się do tej pory. Najważniejsze, żeby zrozumieć, że tej wojny nie można wygrać przestarzałą bronią i metodami”. Generał przyznał też, że na razie na zwycięstwo się nie zanosi, jedyną szansą jest więc „Dalsze prowadzenie ofensywy, utrzymując inicjatywę i nie dopuszczając do zmiany wojny w pozycyjną. Musimy wynaleźć proch i go zastosować osiągając mistrzostwo i doprowadzić do szybkiego zwycięstwa, ponieważ wcześniej czy później przekonamy się, że nie mamy wystarczająco ludzi, żeby walczyć”.

Słowa naczelnego dowódcy, który w połowie operacji sięga po podręcznik sprzed kilkudziesięciu lat i znajduje tam rozwiązania dla współczesnego konfliktu, mogą nieco dziwić. Zresztą zostały one natychmiast podchwycone przez rosyjskie media, ktore sarkastycznie wmawiały wyższość sowieckich nauk wojskowych nad doktryną NATO.

W dołączonym do wywiadu eseju, Załużny wykłada szczegółowo, odnośnie każdego z opisanych wyżej działań proponowane sposoby uzyskania przewagi i niedopuszczenia do impasu i długotrwałej wojny pozycyjnej na froncie. Trudno jednak szukać tam naprawdę innowacyjnych rozwiązań, zapowiadanego wynalezienia „nowego prochu”.

Proponowane metody i środki sprowadzają się albo do zwiększania obecności używanych już środków walki i grupowania ich w sieci – jak dronów, albo wprowadzania w większej ilości znanych rodzajów uzbrojenia, zachodnich czy też własnej produkcji albo też informatyzacji w zarządzaniu polem walki i procesem mobilizacji. Podkreśla też konieczność wzmocnienia zdolności logistycznych sił zbrojnych. Jako że Ukraina opiera się w dużej mierze na dostawach broni i amunicji z Zachodu, należałoby więc rozwinąć produkcję własnych środków precyzyjnego rażenia dalekiego zasięgu. Umożliwiłyby one skuteczne ataki na logistykę Rosjan. Nie będzie to jednak łatwe, zwłaszcza przy możliwościach Rosjan atakowania w zasadzie całego terytorium Ukrainy.

Co chciał powiedzieć generał?

Wydaje się więc, że wywiad gen. Załużnego miał nieco inne cele, niż wskazanie na konieczność diametralnych zmian w uzbrojeniu, taktyce i sztuce operacyjnej, tudzież przepisywania wojskowych podręczników i doktryn. Problemy na które wskazuje, zarówno w wywiadzie, jak i w eseju są od dawna znane, a nowoczesne armie potrafią sobie z nimi skutecznie radzić.

Istotą problemu jest raczej nietypowy charakter rosyjsko – ukraińskiej wojny. Drony, mimo że wyjątkowo skuteczne, nie mogą zastąpić przewagi konwencjonalnego lotnictwa. Nawet głęboko urzutowane linie obrony pokryte polami minowymi i umocnionymi punktami oporu mogą zostać przełamane przy zaangażowaniu odpowiednich sił i środków. Podobnie rzecz wygląda z artylerią, eliminowaną przez lotnictwo i broń precyzyjną.

Trudno się więc zgodzić z tezą gen. Załużnego, że tak, jak podczas I wojny światowej „poziom zaawansowania technologicznego powoduje, że zarówno my, jak i nasz wróg nie jesteśmy w stanie posuwać się naprzód”. Tym bardziej, że doświadczenia historyczne pokazują coś innego. Nie wiadomo, czy generał mówiąc o „nowym prochu” miał na myśli wynalazek w rodzaju czołgu, który zadebiutował na polach bitew I wojny światowej, nie doprowadził jednak wówczas do przełamania impasu. Do naprawdę skutecznego jego wykorzystania podczas II wojny światowej potrzeba było opracowania taktyki jego użycia przez Guderiana i doświadczeń m.in. z Hiszpanii i Chałchyn – Goł.

Przełom w I wojnie światowej przyniosły nie zupełnie nowe bronie, ale kombinacja dobrze już znanych. Niemieckie stosstruppen, wyposażone w saperki i granaty zamiast czołgów, podążały za ogniem artylerii, czyszcząc nieprzyjacielskie okopy. Tak utorowano drogę ofensywom, które w 1918 r. przywiodły Niemców ponownie prawie pod Paryż. Po prawie czterech latach statycznej wojny okopowej. Podobnej taktyki próbowali Ukraińcy podczas ostatniej ofensywy, jednak bez większych rezultatów. Podobną z sukcesem stosowali Wagnerowcy pod Bachmutem, co prowadziło jednak do ogromnych strat, niemożliwych do zaakceptowania przez regularną armię.

Odpowiedzi są znane

Warto zauważyć, że w zasadzie wszystkie środki, które według Załużnego miałyby przesądzić o zwycięstwie Ukraińcy posiadali podczas ostatniej ofensywy. Problem był w niewystarczającej ich ilości. Przykładanie zasad wypracowanych podczas pełnoskalowych, a nawet światowych konfliktów, prowadzonych przez mocarstwa przy pełnej mobilizacji gospodarek i społeczeństw do ograniczonego konfliktu, jakim stała się wojna na Ukrainie, nie może prowadzić do właściwych wniosków.

Jeżeli Ukraina (podobnie zresztą jak i Rosja) miałaby wystarczające siły i środki do wyprowadzania uderzeń głównych i pomocniczych, odpadałby element braku zaskoczenia, owego paraliżującego wzajemne ruchy „widzenia wszystkiego” który tak podkreśla gen. Załużny. Podobnie zresztą jak pozostałe czynniki. Nie miałyby one takiego znaczenia, jak w owej ograniczonej wojnie, prowadzonej przez państwa, które niewątpliwie przeszacowały swoje możliwości. Wydaje się więc, że ukraiński naczelny dowódca próbuje odpowiedzieć na pytania, na które odpowiedź dawno jest znana. Pozostaje pytanie, w jakim celu został udzielony wywiad? Zwłaszcza, że spotkał się on ze zdecydowaną krytyką środowiska prezydenta Zełenskiego.

Załużny mimo przyznania się do błędu próbuje prawdopodobnie zrzucić z siebie winę, za jakby nie było głównie polityczną decyzję o rozpoczęciu ofensywy. Częściowo na ukraińskich polityków, głównie jednak na państwa Zachodu, które zwlekały z przekazywaniem sprzętu i dostarczyły go w zbyt małej ilości. W tym sensie jest to też wołanie o nowe dostawy.

Może to być jednak zagrywka przed następnymi wyborami prezydenckimi. Planowane na marzec 2024 r. prawdopodobnie odbędą się dopiero po zakończeniu stanu wojennego. Nie jest tajemnicą, że jedną z przyczyn utraty impetu ofensywy była niechęć ukraińskich dowódców do szafowania życiem żołnierzy. Sam Załużny mówił w wywiadzie, że w odróżnieniu od Rosjan „najdroższą rzeczą jaką mamy, są nasi ludzie”. Po klęsce ofensywy wzrasta napięcie między środowiskiem prezydenta Zełenskiego i dowództwem sił zbrojnych. Być może więc prawdziwe okażą się krążące po Kijowie plotki o planowanym odwołaniu Załużnego i zastąpieniu go kimś nastawionym bardziej ofensywnie, który nie bałby się większych ofiar, w nadziei na dokonanie przełomu na froncie. Zdymisjonowany na własne życzenie przed następną klęską Załużny miałby wtedy lepszą kartę do wejścia do polityki.

Niezależnie od tego, czy naczelny ukraiński dowódca ma rację, czy nie, trudno w najbliższym czasie spodziewać się rozwiązania ukraińskich problemów. Strumień pomocy ze Stanów Zjednoczonych i Europy wysycha, zasoby dostępnego sprzętu są na wyczerpaniu i nie ma się co spodziewać dostaw w ilościach umożliwiających przeprowadzenie następnej, skutecznej ofensywy. Nie bez znaczenia jest również przechylanie się geopolitycznego wektora w kierunku Bliskiego Wschodu i Tajwanu. Z drugiej strony z podobnych przyczyn trudno się spodziewać większych sukcesów rozpoczętej w połowie października ofensywy rosyjskiej.

Wszystko więc wskazuje, że obawy gen. Załużnego się spełnią, a rosyjsko – ukraiński konflikt w oczekiwaniu na rozwiązanie polityczne zmieni się prawdopodobnie w długotrwałą wojnę pozycyjną. Pozostaje pytanie, jaką przy tym daninę krwi zapłacą ukraińscy żołnierze.

Czytaj też:
"Pojawiły się pęknięcia". W Kijowie rośnie napięcie

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także