Słowo Putina. Krew na asfalcie
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Słowo Putina. Krew na asfalcie

Dodano: 
Serial "Słowo pacana. Krew na asfalcie"
Serial "Słowo pacana. Krew na asfalcie" Źródło:YouTube
Bijący rekordy popularności wybitny serial o młodzieżowych gangach czasów pierestrojki to – niekoniecznie zamierzona – opowieść o Rosji w ogóle. O jej polityce, kulturze, tradycji, historii. Nie tylko o Putinie i jego ludziach. Każdy, kto chce zrozumieć Rosję, powinien obejrzeć "Słowo pacana. Krew na asfalcie".

Serial w reżyserii Żory Kryżownikowa opowiada o tzw. fenomenie kazańskim. Czyli o młodzieżowych bandach, które grasowały na ulicach stolicy Tatarstanu mniej więcej od lat 70 XX w. do początku XXI w. Akcja rozgrywa się w czasach pierestrojki. Tytułowy "pacan" nie ma nic wspólnego z polskim znaczeniem tego słowa. Po rosyjsku to znaczy dosłownie "równy chłopak". W młodzieżowym slangu tamtych czasów "pacanami" nazywano członków band. Grupy te brały swoje nazwy od konkretnych dzielnic, osiedli czy ulic, przy których mieszkali należący do nich nastolatkowie. W brutalnych bójkach na pięści, pręty i rury metalowe walczyli z bandami z sąsiednich dzielnic, osiedli i ulic. W ten sposób "dzielili asfalt", czyli wyznaczali swoje strefy wpływów. W grupach panowała iście wojskowa dyscyplina i hierarchia, niespotykane w innych miastach ZSRS. "Pacan" mógł teoretycznie liczyć na wsparcie swojej bandy, a z wrogami ścierał się głównie podczas umówionych wcześniej ustawek. Z założenia takiego wroga należało zarówno nienawidzić, jak i szanować. Na szacunek nie mógł liczyć "czuszpan" (slangowe określenie od rosyjskiego "czużoj", czyli obcy – przy. red.). Tak nazywano tych, którzy nie należeli do żadnej bandy. Tytułowe "słowo pacana" to obietnica, której pacan w teorii nie mógł złamać. Chyba że składał ją czuszpanowi – wówczas nie obowiązywała. Kto nie należał do żadnej bandy, mógł być bezkarnie bity, okradany i poniżany, i nikt się za nim nie wstawiał.

I właśnie dlatego jeden z głównych bohaterów serialu, piątkowy uczeń szkoły muzycznej Andriej, postanawia dołączyć do bandy. Nie chce być poniżany, bity i okradany. W krótkim czasie, niczym w eksperymencie Zimbardo, sam zaczyna poniżać, bić i okradać. Pozostaje prymusem, tyle że bandytyzmu. Odmienną drogą podąża Marat, który Andrieja do grupy wprowadził. Nie chcę za bardzo zdradzać fabuły, liczę bowiem, że czytający te słowa skorzystają z mojej rekomendacji. Napiszę więc jedynie tyle: Marat w pewnym momencie, pod wpływem tragicznego doświadczenia, zaczyna dostrzegać, że nawet uliczna moralność "pacanów" jest jednym wielkim oszustwem. Czy to olśnienie będzie trwałe i czy doprowadzi do wzorcowej przemiany bohatera, czy przeciwnie? Tego nie zdradzę. Swoją drogą, to postać bardzo ciekawa, świetnie, autentycznie zagrana przez Ruzila Miniekajewa.

"Słowo pacana" stało się najpopularniejszym i najwyżej ocenianym serialem w najnowszej historii Rosji. Podbiło też serca widzów poza jej granicami. Generalnie jest to popkulturowy fenomen w świecie rosyjskojęzycznym. Co ciekawe, zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie pojawiają się pomysły, aby zakazać jego emisji. Nad Dnieprem kontrowersje wywołuje już sam fakt, że to serial rosyjski, nakręcony za państwowe pieniądze. A poza tym jakoby można w nim znaleźć romantyzację czasów sowieckich. Wreszcie, w jednym z odcinków na szkolnej tablicy widnieje napis "24 lutego", co trudno uznać za przypadek. Ukraińcy jednak nie słuchają tych głosów krytycznych i masowo serial oglądają. Z kolei w Rosji "Słowem pacana" oburzone są m.in. władze Tatarstanu, czyli republiki, której stolicą jest Kazań. Apele o zakaz emisji uzasadniane są tym, że jakoby młodzi ludzie naśladują serial i ulegają w ten sposób demoralizacji. Najwyraźniej jednak jest odwrotnie – serial opisuje rzeczywistość, a nie ją tworzy. Odkąd historia Andrieja i Marata podbiła serca widzów, każdy przypadek przemocy ze strony młodocianych przestępców w Rosji jest przez część komentatorów interpretowany w kontekście "Słowa pacana". Pojawiają się zarzuty, że dzieło Żory Kryżownikowa jest typowym dla rosyjskiej kultury popularnej (i nie tylko) przykładem romantyzacji bandytyzmu. W kraju, w którym przez siedem dekad komunizmu – figuralnie rzecz ujmując – połowa mieszkańców siedziała w łagrze, a druga połowa na nich donosiła, a potem ich w łagrze zamykała i pilnowała z wysokości budek strażniczych, fascynacja przestępczością jest zrozumiała. Jednak liczni krytycy filmowi – z którymi zgadzam się całkowicie – zaprzeczają, jakoby serial romantyzował zło. Przeciwnie. Choć niektórzy spośród "pacanów" budzą sympatię, jako postaci złożone bądź tragiczne, generalna wymowa jest oczywista – uliczne bandy to siedlisko absolutnego zła, którego nie można nijak usprawiedliwić ani pochwalić.

Rosyjski opozycjonista Maksym Kac wysunął ciekawą teorię. Jego zdaniem Kryżownikow przypadkowo nakręcił serial o Putinie i jego otoczeniu. Przypadkowo, bo twórcy serialu nie są żadnymi dysydentami i nic nie wskazuje na to, by świadomie chcieli wystąpić przeciwko władzy. Zdaniem Kaca, Kreml to właśnie taka uliczna banda. Putin posługuje się zresztą czasem ulicznym językiem. I politykę prowadzi bandycką, a przy tym śmiałą i ryzykowną. "Pacany" (czy to serialowe, czy to kremlowskie), dla których przemoc jest racją bytu i jedynym sposobem rozwiązywania jakichkolwiek problemów dowartościowują się, prześladując słabszych, czyli "czuszpanów". Szermują moralizatorską retoryką, pełną frazesów typu "swoich nie porzucamy" ("swoich nie brosajem" – to zresztą hasło armii rosyjskiej), podczas gdy w sprzyjających okolicznościach oszukają każdego. A "pacan" w mgnieniu oka może stać się "czuszpanem". Tak było z Prigożynem. Danych mu gwarancji bezpieczeństwa Putin nie zamierzał przestrzegać, bo przecież Prigożyn "wypisał się z bandy".

Ta teoria jest warta uwagi. Ale ja bym ją jeszcze rozwinął i uzupełnił o inne konteksty. Marat, wprowadzając Andrieja do bandy, poucza go: "Zapamiętaj. Teraz jesteś pacanem, jesteś z ulicą, a wokół ciebie są sami wrogowie". To credo ulicznego świata. Ale to również credo Rosji – zarówno współczesnej, jak i historycznej, która przecież od wieków uważa się za "oblężoną twierdzę", którą próbują zdobyć wrogie bandy. A dokładniej – wrogi bandycki Zachód. Nawet kwestia metod zbliża "pacanów" z Putinem i jego poprzednikami na moskiewskim (bądź petersburskim) tronie. Z jednej strony, Moskwa tradycyjnie aspiruje do roli Trzeciego Rzymu, ostoi moralności, obrońcy prawdziwej wiary (prawosławnej, komunistycznej – nieważne) przed zepsutym Zachodem (nazistowskim, kapitalistycznym, natowskim – nieważne). Wypaczona etyka "pacanów" jest tego patosu kieszonkową wersją. Z drugiej strony, Rosjanie często otwarcie przyznają, że stosują przemoc i gwałt w polityce zagranicznej, tyle że od razu przy tym dodają, że ta przemoc i ten gwałt są usprawiedliwione. A to koniecznością obrony swoich ludzi (jak "wyzwolenie" mieszkających na Ukrainie Rosjan), a to tym, że Zachód przecież jest tak samo agresywny, więc Rosja jedynie robi to samo, ale przynajmniej nie udaje, że jest ostoją demokracji i tolerancji. Wypisz wymaluj świat kazańskich band, które tylko bronią swojego terytorium (i swoich ludzi) przed innymi bandami. Taki jest świat – albo jesteś pacanem, albo czuszpanem. Czyli albo jesteś agresywnym mocarstwem, jak Rosja czy Stany Zjednoczone, albo jesteś małym, słabym frajerem, małym państwem jak Polska czy Ukraina. Imperium pacanów staje do równej walki z innym imperium pacanów, a maluczkimi gardzi. Czuszpany muszą się podporządkować. Muszą wybrać, z którą ulicą chcą być – rosyjską czy amerykańską. A gdy taki czuszpan trochę urośnie, to jest traktowany jako wrogi pacan. To przypadek Polski. Gdy tylko Warszawa prowadzi aktywną politykę wschodnią, Moskwa alarmuje, że odradza się polski imperializm, i że Polska chce zaanektować Lwów. Czyli że oto powstaje nowa wroga banda, która chce zabrać "cudzy asfalt". Asfalt to z tej perspektywy po prostu świat, albo geopolityczna wielka szachownica. Rosyjskie pacany nie potrafią zrozumieć, że można wychodzić poza spiralę przemocy i bandyckich porachunków. Albo jesteś bandytą, albo frajerem. Partnerskie relacje, pomoc sąsiadom – to niemożliwe, to musi być podstęp. Jestem przekonany, że narracja o Polsce, która pod pozorem pomocy Ukrainie chciałaby ją podbić, nie jest wyłącznie wymysłem propagandy. Rosjanie mogą tak naprawdę myśleć. Bo tylko w kategoriach wojny gangów postrzegają świat.

Jeśli odebrać "Słowo pacana" jako metaforę rosyjskiej polityki zagranicznej, to niekoniecznie musi to być metafora krytyczna. Wielu widzom mogą te gangsterskie porachunki imponować. Bo taka jest rosyjska mentalność – przyzwyczajona do prawa silniejszego i przemocy. A oszukiwanie i prześladowanie czuszpanów widza nie zaboli, jeśli widz dostrzeże w nich zdrajców czy przedstawicieli wrogich państw.

Serial Kryżownikowa to kolejny dowód na to, w jak wielkim stopniu wybitna (bynajmniej nie propagandowa) kultura rosyjska uzależniona jest od obrazów przemocy. I jak wielką rolę owa przemoc w tej kulturze odgrywa. Na myśl przychodzą dwa arcydzieła literatury rosyjskiej, powstałe w okresie stalinizmu: "Cichy Don" Michaiła Szołochowa oraz "Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa. Pierwsza powieść została opublikowana, druga trafiła na wiele lat do szuflady. Najistotniejsze jest jednak to, co oba te dzieła łączyło: pochwała przemocy. "Cichy Don" opowiada o wojnie domowej w Rosji. Główny bohater miota się między białymi i czerwonymi, ostatecznie stając po stronie białych. Obie strony konfliktu są równie okrutne, brutalne i niemoralne. A jednak Stalin pozwolił na publikację. Dlaczego? Powody są co najmniej dwa. Po pierwsze, bo to obraz wszechobecnej przemocy i okrucieństwa, które w danej sytuacji są co prawda złem, ale złem koniecznym. Po drugie, bo chaos wojny domowej pokazuje, że Rosja to beczka, która potrzebuje obręczy. Czyli silnej ręki dyktatora, bo tylko on jest w stanie nad tym krwawym żywiołem buntu zapanować. W "Mistrzu i Małgorzacie" z kolei szatan Woland rozprawia się z drobnymi łajdakami, niczym Stalin ze "starymi bolszewikami". To też zło, ale zło konieczne. I w podobnym kontekście można rozpatrywać "Słowo pacana". Obraz okrucieństwa, które jest immanentną cechą rosyjskości. Beczka bez obręczy. W tym kontekście też można interpretować serial jako – nie wiadomo, czy świadomie, rzecz jasna – zawoalowaną pochwałę silnej władzy. Bo tylko żelazny uścisk obręczy jest w stanie zwalczyć żywioł bandytyzmu. Płaczące matki chuliganów budzą współczucie, a może nawet politowanie. Tylko państwo – milicja i Komsomoł – dysponują odpowiednimi środkami. Działają brutalnie, na granicy prawa albo je przekraczając, ale inaczej się nie da. A do tego dochodzi kontekst swego rodzaju ulicznej sprawiedliwości, wymierzanej za przyzwoleniem państwa. Szef lokalnej komórki Komsomołu przeciąga na stronę państwa jednego z pacanów, któremu w zamian umożliwia prywatną zemstę. Państwo ma więc prawo działać poza prawem. Obręcz jest żelazna, nie pluszowa. I taka ma być.

To wszystko jednak wyłącznie propozycje interpretacyjne. Każdy może zrozumieć "Słowo pacana" po swojemu. Można w nim znaleźć zarówno pochwałę władzy, jak i jej krytykę. Wszystkie te interpretacje są uprawnione i dają się obronić cytatami z serialu. Żadna z nich jednak nie może być traktowana jako jedyna słuszna. I to pokazuje, że "Słowo pacana" jest dziełem wybitnym, które nie ma nic wspólnego z propagandą. To serial po prostu świetnie nakręcony, który ogląda się z zapartym tchem niezależnie od poglądów widza.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także