To niemożliwe, żeby mężczyźni mogli być lesbijkami i żeby mężczyźni zachodzili w ciąże. Mężczyźni są mężczyznami bez względu na ich fetysze seksualne” – napisała rok temu na Facebooku Tonje Gjevjon, norweska aktorka, która postanowiła przetestować nowe prawo chroniące osoby trans przed „mową nienawiści”. Sprawa była o tyle problematyczna dla środowiska trans, że Gjevjon sama jest częścią LGBT. Ta zdeklarowana lesbijka należy jednak równocześnie do tego skrzydła feministek, które ostro zwalczają pogląd, jakoby niektórzy mężczyźni mogli być kobietami. Aktorka cieszy się więc swego rodzaju parasolem ochronnym jako przedstawicielka mniejszości walczącej o pełną emancypację i ciężko jej krytykom przedstawić ją jako „bigotkę”. Sprawa Gjevjon była w Norwegii szeroko komentowana i pokazała, że nowelizacja prawa o „mowie nienawiści”, wbrew twierdzeniom obrońców tej zmiany, wcale nie jest neutralna dla wolności słowa i nie trzeba nawoływać do przemocy wobec osób trans, by do akcji wkroczyły organy ścigania.
Kłopoty Gjevjon sięgają 2020 r., gdy Norwegia zdecydowała się jeszcze lepiej zabezpieczyć interesy LGBT, penalizując „mowę nienawiści” w kontekście „tożsamości genderowej” (czyli „płci kulturowej”) i „ekspresji genderowej”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.