PROF. MICHAŁ LUBINA:W mojej książce skupiam się na terenach częściowo niechińskich i częściowo okołochińskich. Na przykładzie m.in. wymienionych w tytule Tajwanu czy Tybetu próbuję pokazać, jak wygląda proces budowy, a ściślej rzecz ujmując – odbudowy chińskiego imperium. Tytuły i podtytuły książek muszą być krótkie, żeby czytelnik nie zasnął już na etapie okładki. Proponowałem, aby w tytule było „odbudowują”, ale zostałem w redakcji przekonany, by pójść na kompromis. „Chiński obwarzanek” to opis procesu imperialnego w stylu chińskim, który moim zdaniem dużo lepiej widać na obrzeżach niż w centrum. W centrum mamy bowiem do czynienia z typową, odwieczną perspektywą, to znaczy: w tradycji chińskiej obrzeża były traktowane przez wieki jako terytoria drugorzędne, miejsca do ucywilizowania. Najważniejsze było i jest to, co leży „w środku”. Stąd mamy do czynienia ze swego rodzaju „kręgami”, które rozszerzają się właśnie z centrum. To w centrum znajduje się władza, która ustala normy i która jest pewnym modelem wyznaczającym trendy. W tradycyjnym chińskim ujęciu Chiny są państwem cywilizującym inne obszary, to jest ich „zadanie moralne”. W rzeczywistości tego typu hasła są nadbudową chińskiego imperializmu.
Jednak chyba zgodzi się pan z tym, że zawarcie w tytule słów „obwarzanek” i „imperium” to prowokacja?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.