W książce mojego redakcyjnego kolegi Rafała Ziemkiewicza „Wielka Polska” znalazła się wyidealizowana wizja Polski wielonarodowej (Rafał twierdził nawet, że już takim wielonarodowym państwem jesteśmy), w ramach której mądrze dobrani imigranci będą ciężko pracowali na pomyślność własną oraz Rzeczypospolitej. W takim układzie mieliśmy uniknąć problemów, jakie nawiedziły z powodu imigracji Europę Zachodnią.
Z kolei bardzo przeze mnie lubiany i ceniony za świetną pracę na polu ekonomii Instytut im. Ludwiga von Misesa, w tym jego były prezes Mikołaj Pisarski (którego serdecznie przy okazji pozdrawiam), od lat promują wyidealizowaną wizję imigracji zarobkowej, w której każdy, kto przyjeżdża do danego kraju do pracy, ma taki sam status, skłonności, zdolności przystosowawcze. Innymi słowy – kryterium jest to, czy się pracuje, a nie to, skąd się przyjechało.
Podobne jest podejście Fundacji Warsaw Enterprise Institute. Jej wiceprezes Sebastian Stodolak napisał na portalu X:
Widzę, że środowiska prawicy etatystycznej z lubością wykorzystują falę sprzeciwu wobec nielegalnej imigracji do walenia w legalnych, pracujących imigrantów. Jest to antyludzkie oraz zwyczajnie głupie.
Zdecydowana większość imigrantów w Polsce pracuje.
Zdecydowana większość nie popełnia przestępstw.
Nie ma żadnych dowodów, że jeśli już popełniają, to robią to częściej niż Polacy.
Zdecydowana większość imigrantów nie żyje z socjalu.
Zdecydowana większość imigrantów nie narzuca Polakom swojego stylu życia.
Zdecydowana większość imigrantów szanuje nasze zwyczaje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.