Prof. Żaryn: Ceną jest utrata polskości przez Polaków

Prof. Żaryn: Ceną jest utrata polskości przez Polaków

Dodano: 
Historyk prof. Jan Żaryn
Historyk prof. Jan Żaryn Źródło: PAP / Rafał Guz
Dziś jesteśmy w wielkim sporze rewolucyjnym pomiędzy neobolszewizmem a konserwatyzmem. To są dwa porządki nie do pogodzenia - mówi historyk prof. Jan Żaryn w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Podpisał się pan pod apelem historyków ws. zmiany narracji w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Jaki jest cel tego apelu?

Prof. Jan Żaryn: Podpisałem się, ponieważ mam takie przeświadczenie, że ten jednostkowy problem, który już został wielokrotnie omówiony, powinien być jeszcze raz poddany refleksji z szerszego punktu widzenia. Ten szerszy punkt widzenia jest wynikiem faktu, że obecna dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej oraz pan prof. Paweł Machcewicz, który pełni funkcję opiekuna merytorycznego obecnej dyrekcji, zostali wsparci przez bardzo liczne grono historyków, których nazwiska są powszechnie znane i które reprezentują środowisko, powiedzmy umownie liberalne. Uważam, że jest tu potrzebny głos przeciwny.

Dlaczego historycy, którzy podpisali się w obronie obecnego kierownictwa Muzeum, w pana ocenie nie mają racji?

Bardzo duża grupa historyków, która podpisała się w obronie tej grupy “Muzealnej” z prof. Pawłem Machcewiczem na czele, który również jest wybitnym historykiem, wsparła tę grupę manifestując w ten sposób, że można dzisiaj w niepodległym państwie polskim de facto uprawiać czynną politykę historyczną zagrażającą naszej tożsamości. To jest główny powód naszego apelu, przeciwstawiającego się tej procedurze i możliwości, gdzie naraża się naszą tożsamość, a to narażenie się jest nie tylko iluzoryczne ale rzeczywiste, ponieważ dzisiejsza władza promuje taką narrację historyczną dotyczącą dziejów Polski.

Przykład działania Muzeum II Wojny Światowej i marginalizacja postaci, które mogą zagrażać “antropologicznemu rozumieniu dorobku polskiego” jest absolutną tragedią. Jeśli polski katolicyzm i męczeństwo kapłaństwa polskiego zaburza opowieść o polskości, to jest w gruncie rzeczy wbijanie sztyletu w najbardziej fundamentalną opowieść historyczną o polskiej duszy i polskim charakterze narodowym. Jeżeli jest na to zgoda, jest to podpisane przez wybitnym historyków i jest firmowane przez władzę państwową, to w takim razie jest to groźne. Trzeba zewrzeć szeregi nie tylko wśród historyków, ale również ludzi budujących świadomość Polaków, po to, żebyśmy się nie obudzili ze świadomością, że nie ma komunikacji z młodszymi pokoleniami, które zawierzają tym autorytetom i mają uzasadnione powody, żeby to robić.

Jest inny przykład takiego działania oprócz Muzeum II Wojny Światowej?

Tak. Mamy przykład reparacji, gdzie władza państwowa oficjalnie przyznała, że reparacje, czy zadośćuczynienie wyliczone na poziomie ponad 6 bilionów złotych są nieważne, nieaktualne. Obecna władza państwowa oddaliła sposób rozmawiania z Niemcami na temat reparacji, pośrednio uznając, że naród polski, który ma prawo do traumy powojennej, nie jest godny – tak jak naród żydowski, który jest godny – żeby o to zadośćuczynienie walczyć. Porównuję to z narodem żydowskim nie tylko dlatego, że losy narodu żydowskiego i polskiego w czasie II wojny światowej są bardzo podobne pod względem męczeństwa i tego, co stało się i stać się mogło pod wpływem niemieckiej okupacji, ale także dlatego, że żydowskie elity intelektualne, historyczne, polityczne, zabiegały od lat 50., kiedy powstał Instytut Jad Waszem aż do dziś, niezależnie kto sprawuje władzę, o to żeby świat nie zapomniał o Zagładzie. Na tym polega odpowiedzialna polityka historyczna narodu. Natomiast obecny polski rząd manifestuje niechęć do prowadzenia polskiej, niepodległościowej polityki historycznej i jak widać, ma wsparcie wśród bardzo wielu historyków, w tym niestety wybitnych. Jest w tym również pewne zakłamanie.

Jakie?

Środowisko liberalnych historyków ma przeświadczenie, że są jedynymi obiektywnymi badaczami, którzy nie są dotknięci, ukąszeni, syndromem misyjności. ich zdaniem to strona konserwatywna ma w sobie niezdrową misyjność, która zabija dążenie do prawdy. Jednoznacznie należy na to odpowiedzieć. Oni także prowadzą politykę historyczną, oni także – choć nie werbalizują tego – są uwarunkowani misyjnością, tylko jest to bardzo niezdrowa misyjność, dziś odpowiadającą stronom obcym, czy to niemieckiej w przypadku reparacji, czy Unii Europejskiej w przypadku Muzeum II Wojny Światowej, która bardzo wyraźnie odchodzi od korzeni chrześcijańskim, w związku z tym wystawa stała w Muzeum jest podyktowana według formatu, który ma obowiązywać w UE. To też jest misyjność, pomimo, że ta strona udaje, że jest pozbawiona tego “niezdrowego” syndromu. Prawdą jest co innego: jesteśmy jako korporacja historyków, szczególnie dziejów najnowszych, nauczycielami i wychowawcami.

Jak to jest, że w Polsce jest taki duży podział historyczny, a Niemcy potrafią prowadzić od kilkudziesięciu lat jedną politykę historyczną, rozmazującą winy niemieckie?

Jeśli chodzi o analizę tego zjawiska, to jest to wynik skutków Okrągłego Stołu, wychodzenia z komunizmu. Wychodzenie z komunizmu dyktowane z jednej strony przez nurt postkomunistów z drugiej strony przez nurt lewicy solidarnościowej miało fundament zgody, który polegał na tym, że należy wprowadzić narrację o wstydzie z polskości, szczególnie z historii II RP, co w latach 90. miało miejsce. Ten syndrom polegał na tym, żeby z perspektywy oskarżyciela negatywnie ustosunkowywać się do dziedzictwa historycznego i tzw. “izmów” które nas rzekomo w przeszłości wyjątkowo dotknęły, czyli nacjonalizm, szowinizm, antysemityzm. Chciano w ten sposób zohydzić naszych przodków, żebyśmy się ich nie tylko wstydzili, ich wyparli, ale również nie zamierzali nawiązywać do ich dorobku. Pomawianie o "endeckość" Polaków, przeszło suchą stopą z epoki PRL do II RP.

Ten syndrom rzekomo skompromitowanych dziejów polskich, od których trzeba się odizolować, miał na celu nie tylko manipulację przeszłością, ale także był zaoraniem pola przed dostarczeniem zachodniej wizji Polski. A więc tego świata, który miał być rzekomo dawcą prawdy i wolności, a jak się okazało, szeroko rozumiany Zachód już zdążył nas umiejscowić we własnych wizjach narodowych narracji o historii XX wieku. Tego najbardziej bolesnym wyrazem jest rzekomy współudział narodu polskiego w Holokauście, ale także przez wiele dziesięcioleci brak wiedzy na temat tego, że Anglosasi sprzedali połowę Europy Sowietom, bo nie chcieli z nimi walczyć i przelewać krew na obcych, w tym za naród polski, w związku z czym zgodzili się na sowiecką narrację tzw. wyzwolenia Europy spod faszyzmu.

Zachód nie był zainteresowany tym, żeby rozróżniać okupację niemiecką na ziemiach polskich od okupacji niemieckiej na ziemiach francuskich czy holenderskich. Nie był również zainteresowany pogłębieniem wiedzy na temat zjawiska oporu podczas II Wojny Światowej. To spowodowało, że szybko słowo opór odwrócono jako opór przeciwko nazizmowi, czy hitleryzmowi, przez co również Niemcy stali się częścią tego oporu. Nie dopuścili tym samym do swojej wiedzy takiego fenomenu, jak Polskie Państwo Podziemne, czy polski rząd na uchodźstwie. Zaoranie tej wiedzy przed Polakami w latach 90. stanowiącej cel układu Okrągłego Stołu, miał doprowadzić do stanu wstydu i poczucia małości narodu polskiego. Mamy liczne badania przeprowadzone w tym zakresie między innymi przez panią doktor Barbarę Radziejowską, które pokazywały że ocenialiśmy siebie gorzej, niż narody świata zachodniego, które nas również źle oceniały. Nasza strona w latach 90., o czym pisał w “Michnikowszczyźnie” Rafał Ziemkiewicz została totalnie zaskoczona, była niezintegrowana i byliśmy intelektualnie słabszą stroną. Sam pamiętam, będąc dorosłą osobą, że działałem w różnych stowarzyszeniach katolickich, stowarzyszeniach wychowawców, gdzie próbowaliśmy przeciwdziałać narzucanej nam interpretacji wstydu. Niewątpliwie byliśmy stroną słabszą.

Przełomem, który zaczął zmieniać, bolesne, chirurgiczne reperowanie organizmu narodowego, było powstanie Instytutu Pamięci Narodowej. To właśnie IPN – być może nawet wbrew twórcom – stał się niezwykle cennym narzędziem do reperowania polskiej niepodległościowej polityki historycznej. Notabene świetnie w pierwszych latach działania IPN-u robił to dyrektor i twórca Biura Edukacji Publicznej prof. Paweł Machcewicz, który wówczas zatrudnił Rafała Wnuka, ale również Jana Żaryna. To wielka zasługa Pawła, tylko niestety zasługa przeszła. O zasługach profesora Machcewicza z lat 2000- 2005 będę mówił tylko pozytywnie. Zresztą później zostałem jego następcą i ten dorobek oraz pracę kontynuowałem. To wszystko jest niestety przeszłością. Dziś jesteśmy w wielkim sporze rewolucyjnym pomiędzy neobolszewizmem a konserwatyzmem. To są dwa porządki nie do pogodzenia. Tu nie ma kompromisu, bo ceną jest utrata polskości przez Polaków.

Czytaj też:
Politycy PO byli na piknikach 800 plus. Zaskakujące doniesienia
Czytaj też:
Presja na PKW. Rzońca: Chodzi o osłabienie opozycji

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także