Paweł Lisicki, komentując sytuację w Stanach Zjednoczonych podczas wieczoru wyborczego "Do Rzeczy", zwrócił uwagę, że to właśnie amerykański system wyborczy jest stawiany jako wzór demokracji. Okazuje się jednak, że rzeczywistość odbiega od wyidealizowanego obrazu. – Jeśli chodzi o uczciwość głosowania, to jeśli porówna się Polskę – przy wszystkich wątpliwościach, zastrzeżeniach i wadach – do Stanów Zjednoczonych, to pod tym względem polski system jest nieporównywalnie bardziej przejrzysty, a co więcej – bardziej uczciwy – zauważył redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy".
Lisicki: Może dojść do fałszerstw i nadużyć
Paweł Lisicki wskazał przykład jednego z hrabstw w Kalifornii, które próbowało wprowadzić system, w którym głos może oddać tylko osoby dysponujące dowodem tożsamości.
– Okazało się, że to zdroworozsądkowe prawo zostało zawetowane przez gubernatora Kalifornii i nie będzie obowiązywać. Wynika z tego, że może dojść do fałszerstw, nadużyć, nadinterpretacji wynikających z tego, że mogą głosować osoby całkowicie niezarejestrowane lub mogące głosować wielokrotnie – powiedział Lisicki. – To wszystko są bardzo prawdopodobne nadużycia – dodał.
Publicysta wskazał również na problemy związane z głosowaniem korespondencyjnym, które odbywa się na długo przed samymi wyborami. Paweł Liscki podkreślił, że za pomocą maili i tradycyjnej poczty głosy oddało już 40 mln Amerykanów. – Zobaczmy, jaki to ma ogromny wpływ na wyniki, o których mówimy. Wraca stare powiedzenie, że nie ma znaczenia, kto głosuje, tylko kto liczy głosy – podsumował.
Elity lewicowo-liberalne nie chcą uporządkowania systemu
Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" zauważył, że amerykański system wyborczy opiera się na obyczaju, a ten z kolei ma to do siebie, że „nie jest kodyfikowany”. – Ten system działa dopóty, dopóki jesteśmy w gronie ludzi uczciwych, bo jeśli w gronie ludzi uczciwych zaczną pojawiać się ci, którzy zaczną łamać reguły i wykorzystywać je w swoich egoistycznych interesach, to wtedy i system się rozpada – wtedy trzeba go skodyfikować – powiedział Lisicki.
Jednocześnie publicysta wskazał na niechęć lewicowo–liberalnych środowisk do uporządkowania tej kwestii. – Problem polega na tym, że chętnych do kodyfikacji, co pokazał przykład Kalifornii, nie ma wśród lewicowo-liberalnych elit, ponieważ to one głównie wykorzystują te nieścisłości i niejasności systemu, żeby nie dopuścić tzw. populistów [do władzy] – zauważył redaktor naczelny "Do Rzeczy", Jak podkreślił, w tym przypadku chodzi o Donalda Trumpa.
– Z góry można przewidzieć jedno – te wybory nie będą powszechnie akceptowane – podsumował Paweł Lisicki.
Czytaj też:
Incydent podczas wyborów. Mężczyzna z pochodnią i rakietnicą chciał wejść do KapitoluCzytaj też:
Trump zagłosował na Florydzie. "Mogę później żałować tej wypowiedzi"