Uwiąd starczy PiS

Uwiąd starczy PiS

Dodano: 
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej w siedzibie PiS
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej w siedzibie PiS Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Mikołaj Drozdowicz | Lata 2015-2023 to był dobry czas dla Polski, przede wszystkim w sferze ekonomicznej. Nie mam wątpliwości, że rząd PiS, działający często w sposób koślawy i toporny, w sprawach zasadniczych obsługiwał polski interes narodowy.

Prawidłowa diagnoza społeczna Jarosława Kaczyńskiego z 2015 r. zredukowała poczucie wykluczenia i niesprawiedliwości, na których oparta była transformacja ustrojowa. Rozpoczęła się ona w grudniu 1988 r. wraz z uchwaleniem liberalnej ustawy o działalności gospodarczej. Jednak wolności ekonomicznej nie towarzyszyła wolność polityczna, a zwłaszcza wolność od strachu. Niewątpliwie Polska po roku 1989 nie dawała swoim obywatelom równych szans oraz poczucia partycypacji w sukcesie.

W początkowym okresie transformacji najbardziej intratne procesy gospodarcze opanowane zostały przez nomenklaturę, byłych funkcjonariuszy służb specjalnych oraz rozmaitych cwaniaków żerujących na słabości państwa. Dwie kadencje rządów PiS, a zwłaszcza lata 2015-2019 wolne od zawirowań wojenno-pandemicznych, to niewątpliwie najlepszy pod względem gospodarczym okres dla Polski po 1989 r. Nie tyle dlatego, że partia władzy pod hasłem dbania o obywateli uruchomiła zakrojone na szeroką skalę transfery socjalne. Raczej dlatego, że niezamierzonym być może efektem programów społecznych było upowszechnienie oddziaływania skutków wzrostu gospodarczego wśród szerokich mas społecznych. Pobudzenie konsumpcji dało szansę ogromnej rzeszy rodzimych przedsiębiorców przejść z epoki kamienia łupanego do epoki żelaza. Patrząc na to z tej strony można odnieść wrażenie, że paradoksalnie największym beneficjentem rządów PiS była sui generis wielkomiejska klasa średnia, która była w stanie akumulować skutki transferów socjalnych oraz grupy aspirujące czyli ludzie, którzy bez względu na miejsce zamieszkania naśladują wzorce zachowań charakterystyczne dla osób odnoszących sukces.

Jednak wraz ze wzrostem poziomu dobrobytu lub choćby poczucia zamożności zmieniają się także uwarunkowania społeczne. W konsekwencji klasa miejska zyskała i potwierdziła swoją autonomię zasilaną korzystnymi dla niej procesami gospodarczymi, a PiS kompletnie tego nie rozumiejąc stał się ofiarą własnego sukcesu. Współczesna wielkomiejskość to pewien styl życia, oparty na konsumpcjonizmie i aspiracjach coraz częściej możliwych do zrealizowania. Podróże zagraniczne, droższe ubrania, dbałość o zdrowy tryb życia, zabiegi poprawiające urodę, dobre wino, udział w koncertach i wydarzeniach kulturalnych, nieoczywiste pasje i przekonanie o własnej wyjątkowości, a w każdym razie potrzeba wyróżnienia się z tłumu to tylko niektóre atrybuty współczesnego mieszczucha. To często dobrze wykształceni ludzie, lekarze, prawnicy, inżynierowie, przedsiębiorcy, informatycy, wielkomiejska inteligencja, pracownicy korporacji i wszelkiej maści freelancerzy słowem ci, którzy całkiem nieźle radzą sobie we współczesnym świecie. To także cała rzesza ludzi w tym właścicieli knajpek, drobnych przedsiębiorców żyjących z turystyki, kosmetyczek, fryzjerów, masażystów, poprawiaczy ciała i ducha oraz innych sprzedawców marzeń, od których aż roi się w miastach i wokół których obraca się życie współczesnego mieszczucha. Styl życia miast promieniuje coraz bardziej na mniejsze ośrodki.

Wbrew pozorom ta grupa społeczna nie jest jednolita pod względem przyjmowanych postaw politycznych. Zapewne część z nich zasila szeregi radykałów spod znaku KODu, Obywateli RP, czy Silnych Razem. Te agresywne grupy tuskowych hunwejbinów, fanatycznie nienawidzących PiS zrzeszające rozmaitych frustratów, lumpów i osobników o mentalności faszystowskiej nie są jednak reprezentatywne dla wszystkich wyborców obecnej koalicji rządowej. Wszak nie każdy wyborca PO zachowuje się jak kretyn obklejający samochód czy swojego psa symbolem ośmiu gwiazdek. Nie każdy wyborca koalicji 13 grudnia uważa babcię Kasię za autorytet w dziedzinie kultury, a posłów Józefaciuka czy Jachirę za mistrzów intelektu. Rzecz w tym, że obecne czasy cechują się skłonnością do uznawania postaw skrajnych za reprezentatywne dla większości, co prowadzi do zafałszowujących obraz rzeczywistości uproszczeń. Doskonałym tego przykładem jest postawa sędziów wobec zamieszania w obszarze wymiaru sprawiedliwości. Można by przypuszczać, że wśród sędziów dominują postawy radykalne znane z wystąpień niektórych przedstawicieli Iustitii, mających jawnie antypaństwowy charakter oraz świadczące o ich demoralizacji, np. poprzez żądanie składania przez sędziów powoływanych od 2018 r. oświadczeń będących połączeniem lojalki i samokrytyki. Zapewne Adam Bodnar poczuł się zaskoczony, kiedy okazało się, że pomysły te nie wzbudzają entuzjazmu większości środowisk prawniczych, a ostatnio zostały skrytykowane także przez Komisję Wenecką. Na razie więc na żadne czystki w sądach się nie zanosi, choćby dlatego, że większość sędziów nie chce aby tego rodzaju mechanizmy stały się normą w relacjach z władzą polityczną, także tą przyszłą.

Tak samo jest z elektoratem obecnej koalicji. Wydawać by się mogło, że mieszkańcy dużych i średnich miast przejawiają jawną wrogość wobec polityków poprzedniej władzy. Jednak w rzeczywistości wśród wyemancypowanych mieszczuchów i grup aspirujących niechęć do PiS jest stopniowalna. Nie każdy mieszczuch PiSu nienawidzi, lecz niemal każdy postrzega partię Jarosława Kaczyńskiego jako formację estetycznie obcą, obciachową i anachroniczną. PiS stał się dla tych ludzi partią niewybieralną. Nie dlatego, że nie ma racji, lecz z uwagi na dramatyczną wręcz przepaść kulturową. Nie piszę tego złośliwie ale dla elektoratu miejskiego Antoni Macierewicz, Marek Suski, Barbara Nowak, czy Beata Gosiewska to istoty z Marsa. Nie chodzi wcale o program polityczny czy poglądy. Jako, że emocja stała się głównym wyznacznikiem postaw politycznych o dyskusji merytorycznej w ogóle nie ma mowy. Mieszkańcy miast i grupy aspirujące w ogóle nie dopuszczają do siebie myśli, że obecny PiS mógłby w jakikolwiek sposób stać się reprezentantem ich interesów jakkolwiek oni je rozumieją. To kwestia stylu życia, poczucia przynależności grupowej, oraz narzucona przez TVN i Gazetę Wyborczą identyfikacja społeczna przejawiająca się wyrażaniem obrzydzenia wobec wszystkiego co kojarzy się z PiS. Dlatego właśnie siermiężna telewizja Jacka Kurskiego zrobiła więcej dla mobilizacji elektoratu antypisowskiego w wyborach w 2023 r. niż jakiekolwiek błędy polityczne popełnione przez rząd Mateusza Morawieckiego. Stając się symbolem żenady, promująca gwiazdy disco polo czy osobników w rodzaju Jakimowicza, TVP uosobiła wszystkie koszmary ludzi, którzy wraz ze wzrostem zamożności zapragnęli przynależeć do lepszego świata. Często pełnego hipokryzji, pozerstwa czy zmanierowania ale ich własnego i coraz bardziej odległego od kanonu pisowskiego „stylu”.

Niestety dla PiS niekorzystne procesy społeczne będą się pogłębiać. Po roku fatalnych rządów Donalda Tuska mogłoby się wydawać, że poparcie dla koalicji 13 grudnia zauważalnie osłabnie. Zamrożenie inwestycji infrastrukturalnych, w tym budowy elektrowni atomowych i CPK, mających przecież ponadpartyjne poparcie, niezrealizowane obietnice wyborcze, powódź, spadek znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, zapaść państwowych spółek, a ostatnio załamanie się konsumpcji i dziura budżetowa powinny naruszyć społeczny stan posiadania obozu rządzącego. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. W badaniach opinii publicznej PiS nie zyskuje. PO nadal jest na czele sondaży, pewne zawahania można zaobserwować jedynie w przypadku jej koalicjantów. Po prostu dotychczasowy elektorat PiS wymiera i kurczy się wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa, zmianami kulturowymi oraz upowszechnianiem się stylu życia, którego upowszechnienie… rządy PiS umożliwiły. Zmiany te mogą trwale ustawić szklany sufit poparcia PiS na poziomie ok. 30 %. Nie zagwarantuje to partii Jarosława Kaczyńskiego możliwości powrotu do rządzenia, najprawdopodobniej także w koalicji z niepotrafiącą się na cokolwiek zdecydować Konfederacją.

Nie wystarczą więc drobne korekty, stawianie na walkę czy mobilizację, kiedy za bardzo nie ma już kogo mobilizować. Żeby prawica mogła znowu rządzić potrzebne jest jej gruntowne odnowienie i podjęcie próby zakopania kulturowej przepaści jaka oddzieliła PiS od sporej części społeczeństwa. Bez otwarcia się na nowe środowiska, bez stworzenia odrębnej oferty programowej dla elektoratu wielkomiejskiego i aspirującego, bez zaangażowania nowych ludzi, którzy mogliby ze względu na swoje pochodzenie, drogę życiową i zawodową nawiązać dialog z mieszczuchami, PiS stanie się strukturą polityczną trwale anachroniczną i niezdolną do zdobycia władzy. Niestety na razie nic nie wskazuje, żeby cokolwiek w tym względzie miało się zmienić. Obecnie trwa betonowanie PiS, budowanie atmosfery twierdzy, umacnianie się weteranów oraz twardogłowych. Po przegranych wyborach
15 października 2023 r. ogłoszono „kolejne zwycięstwo”. Towarzyszy temu proces „bajdenizacji” partii, charakterystyczny uwiąd starczy sprowadzający się do skrajnie reaktywnej postawy wobec zagrywek obecnej władzy.

Od grudnia 2023 r. ekipa Tuska z premedytacją wywołuje rozmaite afery medialne zasłaniające realne problemy i nadużycia władzy. Gangsterskie przejecie TVP zostało przykryte brutalnym potraktowaniem posłów Wąsika i Kamińskiego. Zamrożeniu projektów infrastrukturalnych towarzyszyło aresztowanie księdza Olszewskiego. Obyczajowe problemy Donalda Tuska związane z zaangażowaniem osobliwych asystentek przykryto absurdalną sprawą Przemysława Babiarza i jego opinii na temat piosenki Johna Lennona. Metody łajdackie oparte na skrajnej niesprawiedliwości i krzywdzie wyrządzanej konkretnym ludziom są jednak skuteczne gdyż słuszny moralnie sprzeciw angażuje jedynie twardych zwolenników PiS właśnie z uwagi na wyobcowanie całej reszty. Niedawno ekipa Tuska w rozgrywaniu PiS wzbiła się na wyższy poziom hipokryzji. Uruchomiono Antoniego Macierewicza, prowokując go do kolejnych wynurzeń na temat katastrofy smoleńskiej. W tym samym czasie minister Siemoniak wraz ze swoją niemiecką odpowiedniczką na granicy polsko – białoruskiej wygłaszał tyrady na temat potrzeby obrony granic, występując na tle muru granicznego postawionego przez rząd PiS! Przez ponad rok jaki upłynął od przegranych wyborów nie pojawił się jakikolwiek projekt programowy ze strony prawicy, który choćby w najmniejszym stopniu narzucałby narrację czy uruchamiał wyobraźnię. Zamiast tego przez kilka miesięcy trwał nieformalny proces kanonizacyjny księdza Olszewskiego, z którego postanowiono zrobić męczennika obecnej władzy. Proszę mi wierzyć, że tak samo jak twardo uważałem aresztowanie księdza za szykanę i nadużycie władzy tak samo uważam za haniebne bluźnierstwo porównywanie go do błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki czy publikowanie jego wizerunku z koroną cierniową na głowie! Jeżeli to mają być pomysły na walkę polityczną z Donaldem Tuskiem to w zasadzie sprawę można z góry uznać za przegraną.

Wystawienie jako kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego tylko potwierdza stawiane wyżej tezy. Ten skądinąd sprawiający dobre pierwsze wrażenie polityk nie został wybrany z uwagi na swoją wyrazistość, czy dokonania lecz właśnie dlatego, że dla większości Polaków pozostaje postacią nieznaną i przynajmniej z założenia nie kojarzoną z działalnością PiS. Dobre i to. Bo skoro partia w wyborach prezydenckich wystawia kandydata formalnie bezpartyjnego po to aby z tą partią kojarzył się jak najmniej to znak, że być może choćby intuicyjnie Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że zarządza dziś upadającą Hydrą, wierząc zapewne, że on sam stanowi jej nieśmiertelną głowę. Rok temu po przegranych wyborach można było jeszcze mieć złudzenie, że ostatnim wielkim planem politycznym Jarosława Kaczyńskiego będzie radykalna odnowa własnej partii głównie poprzez odebranie jej miałkim i często zdemoralizowanym strukturom, wysłanie na emeryturę zużytych weteranów oraz przekazanie części wpływów politycznych licznym środowiskom konserwatywnym funkcjonującym na zewnątrz świata partyjnego. Tutaj nie wystarczy drobny lifting czy zwyczajowa konsolidacja. Potrzeba urealnienia procesu politycznego, którym prezes PiS do tej pory niepodzielnie zarządzał. Takie struktury niezależne od PiS istnieją, o czym ostatnio przekonała się posłanka Lichocka nawołująca na antenie TV Republiki do dokonywania wpłat na partię zamiast na telewizję. Ku zaskoczeniu wielu spotkało się to z twardą kontrą redakcji, która postanowiła twardo bronić swojej autonomii. Jeden z najwybitniejszych polskich humanistów i autorytet polskich patriotów prof. Andrzej Nowak kilkukrotnie już wyrażał racjonalnie krytyczne zdanie na temat funkcjonowania PiS domagając się przeprowadzenia wewnątrzpartyjnych reform. Podczas niedawnego kongresu Polska Wielki Projekt było ciekawie lecz raczej mało „pisowsko”. Życie polityczne na prawicy naprawdę poza PiS istnieje, choć z uwagi na działający wciąż system partyjny dowodem na to mogą być paradoksalnie kolejne klęski wyborcze partii Jarosława Kaczyńskiego.

Główna partia opozycyjna potrzebuje nie tylko wdrożenia zasad merytokracji na poziomie działania środowiska politycznego, nowych figur na szachownicy i dobrych pomysłów programowych ale przde wszystkim zbudowania przeświadczenia, że reprezentuje coś więcej niż konfekcyjną i anachroniczną wersję patriotyzmu. Musi przestać kojarzyć się z obciachem i zaściankiem bo tylko tak można próbować przełamać mur, który na trwale zaczyna odgradzać PiS od większości społeczeństwa oddanego bezwolnie na pastwę Donalda Tuska.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także