W swoich opowiadaniach, które właśnie się ukazały w wydawnictwie Zona Zero, próbuję opisać, co stało się z duszą człowieka zatopionego w relatywizmie, chorego na brak rzeczywistości, szukającego jednak wyzwolenia i wiary w Boga, który jest tej rzeczywistości jedyną i konieczną podstawą.
Chociaż nie są to opowiadania z happy endem, to jednak można w nich dojrzeć promyk nadziei, choćby w tym, że bohaterowie, niezależnie czy to akceptują czy nie, zderzają się ostatecznie z obiektywnym porządkiem. Otwierający tom szkic „Orędownik potępionych” to opowieść o mnichu, który udaje się na pustynię by tam, niczym święty Antoni przed wiekami, zmierzyć się z własną słabością, grzesznością i Złym, ostatecznie zaś uratować swoją duszę. Jednak, inaczej niż starożytny pustelnik, mój bohater ma już świadomość współczesną i mierzy się z Diabłem, który, okazuje się świetnym dialektykiem, wybitnym sofistą i znawcą dzisiejszej, nowej teologii. Dlatego wdaje się z mnichem w debaty teologiczne, w których to próbuje go przekonać do tego, do czego przekonują nas współcześni teologowie: nasza godność jest nienaruszalna, absolutna, bezwzględna i nawet Bóg, choćby chciał, nie może nas osądzić.
W „Nowej wspaniałej przyszłości” opisuję wybór, przed którym stanie Polska w 2025 roku. Starałem się pokazać w nim mechanizmy walki o władzę, media i rolę, jaką odgrywa w polityce propaganda.
W „Liście do Damaszku” czytelnik odnajdzie, prawdziwe oblicze wrogiej chrześcijaństwu kultury współczesnego Zachodu. A dla Czytelników dorzeczy.pl przygotowałem obszerne fragmenty opowiadania „Miasto”, rzecz o szerzącej się we współczesnym świecie w skrajnej postaci choroby nominalizmu. Polega ona najkrócej mówiąc na tym, że słowo nie przystaje już do rzeczy, jest bowiem poddane arbitralnej władzy konstruktorów. Do czego to musi doprowadzić? O tym jest właśnie ten tekst.
XXX
Miasto
Cesarstwo nasze należało bez wątpienia do najszczęśliwszych pod słońcem. Całymi dniami i całymi nocami mógłbym opowiadać o jego wspaniałościach, o niezwykłych urządzeniach i doskonałościach, a i tak, mimo wszelkiego wysiłku i trudu, nigdy przecież nie oddałbym pełni prawdy. Jak bardzo byłem wdzięczny losowi, że tu właśnie przyszedłem na świat. Mogłem się przecież urodzić w którymś z tych barbarzyńskich okresów w dziejach, gdy nasze cesarskie miasto nie obejmowało sobą jeszcze całego świata, gdy musiało staczać nieustanne wojny, gdy zewsząd groził nieprzyjaciel, a mieszkańców szkolono nie tylko do używania życia, ale także do znoszenia nieprzewidzianej śmierci, co samo w sobie wydaje mi się już niegodne wolnego człowieka. Podobnie jak wszyscy moi przodkowie wiernie służyłem miastu: jego dobro było moim, a moje – jego.