DoRzeczy.pl: Donald Tusk i Rafał Trzaskowski spotkali się z posłami w Sejmie. Podobno teraz ma nie być już „miękkiej gry”, ani oglądania się za siebie – tylko praca, ustawy i reformowanie Polski. Jak pan to odbiera?
Jan Mosiński: Rafał Trzaskowski musiał ponieść kolejną porażkę wyborczą. Donald Tusk od lat jest symbolem polityka, który więcej przegrywa, niż wygrywa. I teraz mówią, że zabierają się do pracy? To znaczy, że musieli wszystko przegrać, żeby zrozumieć oczywistość: polityka to ciężka praca, trzeba dawać z siebie wszystko. Tymczasem oni do tej pory grali na pół gwizdka. Myśleli, że jak „ulepią” Rafała Trzaskowskiego pod potrzeby partii, to społeczeństwo to kupi. To już nie działa. Wczorajsze spotkanie to była trochę polityczna stypa po tym, co wydarzyło się 1 czerwca, ale też próba zbierania szeregów, bo w koalicji wyraźnie trzeszczy. Przyszłość Donalda Tuska wcale nie jest tak pewna, jak sam premier chciałby wierzyć.
Mieli przecież 16–17 miesięcy na wprowadzenie zmian. Czy wierzy pan, że teraz wróci np. projekt podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł? Czy to tylko słowa bez pokrycia?
To wygląda, jak powtórka z kampanii parlamentarnej. Donald Tusk wtedy obiecywał Polakom złote góry, obiecywał wszystko każdemu. Kłamał wprost, mówiąc, że zrealizuje szereg obietnic. Tzw. „konkretów” było kilka – głównie ideologicznych, wyraźnie lewicowych. Natomiast kwestie finansowe, makroekonomiczne i dotyczące realnej gospodarki po prostu nie wejdą w życie, bo nie ma na to pieniędzy.
To jaki w ogóle jest sens tych spotkań?
Wygląda na to, że celem jest wywarcie wrażenia w opinii publicznej, że „coś się ruszyło” i że mimo porażki 1 czerwca, Polska teraz ruszy z kopyta do przodu. Tylko to nieprawda. Wystarczy spojrzeć na stan finansów publicznych. Mamy otwartą procedurę nadmiernego deficytu ze strony Komisji Europejskiej, co jasno pokazuje, że czeka nas bardzo trudny czas. W mojej ocenie ci polityczni amatorzy powinni po prostu oddać władzę. To byłoby najlepsze rozwiązanie.
Jeśli nie chcą tego zrobić, to powinni rozważyć propozycję Jarosława Kaczyńskiego: rząd techniczny, który byłby realnym ratunkiem dla państwa – szczególnie w aspekcie ekonomicznym. Nie spodziewam się żadnego przełomu. I żeby to zobrazować: podczas spotkania Rafała Trzaskowskiego w Kaliszu, moim rodzinnym mieście, podeszła do niego kobieta i błagała, by zajął się kwestią asystencji dla osób z niepełnosprawnościami. Co odpowiedział Trzaskowski? oczywiście się tym zajmie, jak tylko wygra wybory. Przecież to było kłamstwo. Już od 2024 roku w Sejmie leży prezydencki projekt ustawy w tej sprawie i to Szymon Hołownia – ten sam, który twierdził, że w Sejmie nie będzie już „zamrażarki” – trzyma ten projekt w zamrażarce od maja. Powód? Brak środków. Tak samo będzie z kwotą wolną od podatku. Mówią o 60 tysiącach, ale to tylko na potrzeby wyborcze i marketingowe. Realizacji nie będzie.
Czytaj też:
Sejm zdecydował ws. ludobójstwa na Wołyniu. Ukraina reaguje natychmiastCzytaj też:
Matecki podziękował członkowi sztabu Trzaskowskiego. "Mądra głowa"
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
