DoRzeczy.pl: Część polityków Koalicji Obywatelskiej, a także ich wyborców, działaczy i publicystów domaga się ponownego policzenia głosów, argumentując, że wyniki wyborów prezydenckich mogły być nieprawidłowo policzone. Jak pan to ocenia?
Janusz Kowalski: Tonący brzytwy się chwyta. Ta narracja, którą serwuje Roman Giertych, to wyraźny dowód paniki w obozie władzy i efekt zakończenia projektu pod nazwą Donald Tusk. Premier Tusk tonie, jego koalicja się rozpada, rząd się rozpada. Prezydent elekt Karol Nawrocki zapowiedział bardzo zdecydowaną politykę. Można to więc traktować jako nierozsądny głos paniki, hejterstwa oraz pewien standard tzw. DNA przemysłu pogardy.
Ludzie z Platformy Obywatelskiej wraz z Romanem Giertychem, który dopiero co wstąpił do PO, próbują wzniecić niepokoje. Jeśli chodzi o rzekome nieprawidłowości w wyborach, można byłoby napisać setki książek o tym, jak kampania Rafała Trzaskowskiego była finansowana, moim zdaniem, nielegalnie. Pojawiło się wiele nagrań, a także organizacji pozarządowych, które wydały setki tysięcy złotych na kampanię. Na przykład Fundacja Liberté – skąd ta fundacja miała środki na tak kosztowne reklamy wyborcze? Kto za to zapłacił? Kto finansował tę fundację, która prowadziła kampanię profrekwencyjną, a w praktyce uderzała w Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena? To jest ewidentne, że było to nielegalne finansowanie kampanii Rafała Trzaskowskiego. I podobnych fundacji było bardzo wiele.
Gdzie była w tym wszystkim Państwowa Komisja Wyborcza?
Nigdzie. Główne zadanie Państwowej Komisji Wyborczej polegało na odebraniu Prawu i Sprawiedliwości milionów złotych subwencji budżetowej, pieniędzy na kampanię, aby zwiększyć szanse Rafała Trzaskowskiego. W związku z tym Andrzej Domański stanie przed Trybunałem Stanu i ja to podkreślam. Gdy przywrócimy praworządność, jestem przekonany, że trafi za to do więzienia. Nie może być zgody na to, żeby polityk będący prawą ręką Donalda Tuska wbrew prawu odbierał największej partii opozycyjnej czyli Prawu i Sprawiedliwości pieniądze, działając według standardów białoruskich czy rosyjskich. Dlatego te pokrzykiwania Giertychów, Zembaczyńskich, Szczerbów, Jońskich i ich ekipy nie mają żadnego znaczenia.
My natomiast merytorycznie przygotowujemy się do kolejnej kampanii. Mam nadzieję, że przyspieszone wybory odbędą się w 2026 roku, a jeśli nie, to w 2027. Jeśli ludzie z koalicji będą chcieli dalej trwać przy stanowiskach, stołkach w spółkach Skarbu Państwa, przy kasie i limuzynach, to będą się trzymać Tuska. Coraz częściej jednak pojawiają się głosy, że powinien odejść. Byłem ostatnio na posiedzeniu Sejmu i słyszałem, jak politycy Platformy mówią wprost, że Donald Tusk powinien odejść. Nie zdziwię się więc, jeśli powstanie front przeciwko niemu i to szybciej, niż się tego spodziewa. To jest zasłona dymna, mająca odwrócić uwagę opinii publicznej od problemów Tuska, zwłaszcza przed głosowaniem 11 czerwca. Problemy są poważne. Teraz mamy test: publicyści polityczni, tacy jak Marek Sawicki, mówiący, że Tusk powinien odejść, mają możliwość zagłosowania. Zapewne jednak 100% zagłosuje za Tuskiem. Ci wszyscy publicyści z koalicji, zamiast tylko krytykować, mogą realnie przyczynić się do upadku rządu Tuska, jeśli naprawdę chcą coś dobrego zrobić dla Polski. Jeśli jednak zagłosują za Tuskiem, to znaczy, że tylko gadają.
Czy jest pan zwolennikiem rozmów z PSL-em i ewentualnej koalicji z tą partią już teraz?
Osobiście nie jestem. Jestem zwolennikiem najprostszej i najczystszej drogi, czyli przyspieszonych wyborów. Popieram rząd z Konfederacją. Nie dostrzegam żadnej emocji promodernizacyjnej w PSL. Jestem za współpracą z Konfederacją i realizacją nawet nie 8, ale 10 punktów, które podpisał Karol Nawrocki ze Sławomirem Mentzenem. Jeśli chcemy rządzić Polską i ją zmieniać, ważne jest, by robić to w dobrym towarzystwie. Dlatego uważam, że Konfederacja, która jest partią promodernizacyjną i propolską, choć różni się w wielu kwestiach z PiS, patrzy w tym samym kierunku i jest dziś najlepszą opcją dla Polski. Chętnie zagłosowałbym za wnioskiem o przyspieszone wybory, żeby ten rząd upadł i prawica z konstytucyjną większością wróciła do władzy. Dlatego zaproponowałem pakt senacki między całą prawicą – Konfederacją, środowiskiem Korony Polski i Prawem i Sprawiedliwością. Możemy spokojnie liczyć na 60-70 mandatów w Senacie i odzyskać tę izbę. Pakt senacki to powtórka porozumienia, które koalicja zawarła w 2023 roku, tyle że tym razem po prawej stronie sceny politycznej. Taka współpraca, oparta na konkurencji Fair Play, pozwoli zdobyć jeszcze więcej głosów i sprawi, że odejdą od władzy ludzie, którzy tworzą obecny, nieudolny rząd.
Czytaj też:
Ast: Mamy do czynienia z hipokryzją Adama BodnaraCzytaj też:
Kaczyński jednak spotka się z Mentzenem? "Rozmowa jest możliwa"
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.