"Co mi tu państwo wmawiają". Kaczyński ostro o narracji rządu ws. wyborów

"Co mi tu państwo wmawiają". Kaczyński ostro o narracji rządu ws. wyborów

Dodano: 
Prezes PiS Jarosław Kaczyński
Prezes PiS Jarosław Kaczyński Źródło: PAP / Radek Pietruszka
- Nie ma żadnych podstaw do ponownego przeliczania głosów - podkreśla prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Prezes PiS został zapytany przez dziennikarzy w Sejmie dlaczego nie chce zgodzić się na ponowne przeliczenie głosów. Politykowi przypomniano, że w wyborach samorządowych w 2014 r. mówił o sfałszowaniu wyborów. – Wtedy była ogromna różnica między exit pollami a tym, co się następnie okazało – odparł Kaczyński.

Jedna z dziennikarek dopytywała go, czemu teraz nie zgodzi się na postulaty rządu. – Nie ma żadnych podstaw. Nie ma też podstaw prawnych, bo nie ma takiej instytucji jak przeliczenie głosów, a jest zasada legalizmu, państwo działa na podstawie i w ramach prawa – mówił.

– Ale to państwo podczas wieczoru wyborczego przekonywaliście, że są jakieś nieprawidłowości, że coś się działo... – stwierdził Radomir Wit z TVN24.

– Ale co państwo mi tutaj wmawiają, to są jakieś bajki... – odparł wówczas Kaczyński.

Politycy KO podważają wynik wyborów

Politycy rządzącej koalicji w coraz bardziej otwarty sposób kontestują wynik wyborów prezydenckich. Działacze KO oraz radykalni zwolennicy Donalda Tuska z grup pokroju "Silni Razem" piszą wprost o fałszerstwach wyborczych, jakie miały rzekomo zdecydować o sukcesie Karola Nawrockiego. Zdaniem radykałów prawdziwym zwycięzcą wyborów jest bowiem Rafał Trzaskowski, a Prawo i Sprawiedliwość w jakiś sposób sfałszowało wyniki.

Te nastroje podsycają premier Donald Tusk i minister sprawiedliwości Adam Bodnar, którzy chcą ponownego przeliczenia głosów oddanych 1 czerwca oraz przekonują, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw publicznych, która zatwierdza wyniki wyborów, nie jest legalnym sądem. Szef rządu w niedawnym wpisie stwierdził, że jest ciekawe "prawdziwych" wyników wyborów prezydenckich.

Ponowne przeliczenie głosów w kilkunastu komisjach

Sąd Najwyższy nakazał ponowne oględziny kart i przeliczenie głosów w trzynastu obwodowych komisjach wyborczych w związku z protestami wyborczymi. Wtedy to Adam Bodnar upoważnił prokuratora z Departamentu Postępowania Sądowego Prokuratury Krajowej do zapoznania się z protokołami oględzin w dziesięciu komisjach.

"Z analizy przeprowadzonych oględziny wynika, że w 7 komisjach doszło do zamiany głosów oddanych na poszczególnych kandydatów" – podano.

W poniedziałek rano I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Manowska w Radiu Zet przekazała, że do Sądu Najwyższego wpłynęło około 50 tys. protestów wyborczych. Okazuje się jedna, że aż 90 proc. z nich to protesty powielane, których wzór został udostępniony przez posła Romana Giertycha. – Pracownicy SN nazywają je "giertychówkami" – stwierdziła pierwsza prezes SN. W formularzu obywatele wpisywali numer PESEL posła Koalicji Obywatelskiej, zamiast swojego.

Czytaj też:
"Nie ma konieczności". Kolejny polityk koalicji uderza w Tuska
Czytaj też:
"Czas powiedzieć DOŚĆ!". Stanowczy głos z otoczenia Nawrockiego


Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.

Zapraszamy do wypróbowania w promocji.


Źródło: Wirtualna Polska
Czytaj także